powrót
Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.

 

Jan Beszta Borowski

 

Pół wieku zarazy. 1944-2000

 

Moje zapiski faktów i refleksji

 
SPRAWA MIKOŁAJA I WŁODZIMIERZA
CIMOSZEWICZÓW

W tygodniku Solidarność nr 40/91 r. ukazał się krótki tekst w sprawie obu tych panów podpisany przez doc. dr inż. płk. w st. spoczynku Jana Kossowskiego. Postanowiłem zare-agować na informacje zawarte w tym tekście publicznie, z trybuny sejmowej. 9 października na 77 posiedzeniu Sejmu wygłosiłem następujące oświadczenie. Ko-pia ze stenogramu sejmowego w załączeniu. Moje słowa wywołały postrach wśród PKLD - czerwonych, szczególnie gwałtownie zareagowała posłanka Sierakowska.
Następnego dnia w kuluarach sejmowych podszedł do mnie pewien człowiek, przedstawiając się - Jarosław Krzyżanowski. Szukał Beszty-Borowskiego. Poprosił o okazanie legitymacji poselskiej. Rozmawialiśmy kilkanaście minut. Powiedział że już od kilku miesięcy chodzi po różnych redakcjach, chcąc nagłośnić sprawę Cimoszewiczów - zna osobiście seniora-szefa Inf. Wojskowej w WAT, bo tam był w tamtych latach skierowany do wojska, jako porucznik. Był nawet w "łapach" tego oprawcy Cimoszewicza. Ustaliliśmy wstępny plan działania - on będzie gromadził materiały, szukał świadków. Wymieniliśmy adresy, telefony, kontakty. Sprawa bowiem była groźna dla Polski, nawet ze wstępnych informacji Krzyżanowskiego.

"ZAŁGANY ŁOBUZ"
Następnego dnia poseł Cimoszewicz udzielił wywiadu dla "Sztandaru Młodych" w którym oświadczył: "Mogę tylko powiedzieć że pan Beszta-Borowski jest załganym łobuzem". Wypowiadał się też poseł Stefan Niesiołowski z OKP: "Wystąpienie posła Beszty-Borowskiego nie było z nikim z OKP konsultowane. Nie było z nami, uzgadniane. Nawet nie zostaliśmy o nim poinformowani. Trudno nam więc wziąć jakąkolwiek odpowiedzialność za to wystąpienie. Osobiście uważam, że mimo wszystko, nie jest rzeczą najbardziej wskazaną, żeby wyciągać sprawy rodziców. Trzeba przyjąć zasadę - ze każdy odpowiada za siebie, a nie za rodziców".
Warto przy tej okazji wspomnieć, że tegoż posła Niesiołowskiego niejednokrotnie widziałem w restauracji sejmowej, w ustronnym miejscu za palmami, razem przy jednym stoliku z czołowymi posłami czerwonych min. Oleksym, nawet przy wó-deczce. Kontaktował się też z nimi na sali sejmowej podczas obrad. Jednocześnie wiele razy ostro ich atakował. Ciekawe też, że p. poseł Niesiołowski nie podpisał obu naszych projektów uchwał: tj. o bezprawności stanu wojennego i o zbrodni-czych strukturach PRL. Po moim oświadczeniu sejmowym otrzymałem kilka tele-fonów w moim pokoju sejmowym - b. pracownicy WAT informowali krótko o seniorze Cimoszewiczu. Nadchodziły też listy od osób, którzy się z nim zetknęli. W prasie lokalnej ukazały się artykuły nt. temat: "Zbesztany Cimoszewicz". "Ga-zeta Współczesna" odmówiła publikacji listu Cimoszewicza - dalszego ataku na mnie. Podał on redakcję do sądu w trybie przyśpieszonym - ze względu na kampa-nię wyborczą. Sąd w Białymstoku nakazał opublikować jego list jako replikę na moje oświadczenie i mój list.
W swym liście Cimoszewicz ogarnięty furią za ujawnienie faktów o jego ojcu, ja-ko zdrajcy Narodu, nie potrafił zapanować nad sobą. A jeszcze przed tygodniem TV pokazała go jak z synkiem chodzi po cmentarzu "gdzie jego przodkowie leżą". Krzyże, patriotyzm, - to jego oszustwo, kampania wyborcza dla nie znających prawdy. Następnego dnia po tym perfidnym oszustwie w TV, zadzwoniłem do je-go głównego sztabu wyborczego, przedstawiając się jako zwolennik Cimoszewicza pochodzący z Bielska Podlaskiego, że chciałem na niego głosować i coś więcej o nim dowiedzieć się. Kim był jego ojciec? Dlaczego chodził w TV po katolickim cmentarzu, przecież słyszałem że jest prawosławnym? Ze sztabu odpowiedziano: - To tylko kampania, ojciec jest pułkownikiem WP itp. z katolicyzmem nie ma nic wspólnego i nie ma tu jego przodków.

WIZYTA W CENTRALNYM ARCHIWUM WOJSKOWYM.
Jeden z posłów mówi mi, że przeszłość Cimoszewicza-seniora można poznać w archiwum, ale musi być zezwolenie Ministra Obrony Narodowej. Rozmawiam z min. Kołodziejczykiem wyraża zgodę, mówi że zadzwoni do szefa archiwum. Zamawiam samochód z kierowcą z obsługi posłów - po raz pierwszy i ostatni. Wyjeżdżam do Rembertowa. Teren wojskowy, okazuję legitymację, otrzymuję przepustkę i zgłaszam się do szefa - płk. Bartnika przedstawiam się - wie już o sprawie. Stawiam sprawę jasno i otwarcie - następcy zbrodniarzy i zdrajców pną się na najwyższe stanowiska w państwie i proszę o przejrzenie akt Mariana Cimoszewicza. Po ociąganiu się i moich dalszych przekonywaniach, z trudem dostarczył mi do przejrzenia teczkę - akta M. C. Przeglądałem je uważnie w jego obecności. Chciałem zrobić z nich notatki. Jednak poprosiłem o sporządzenie dla mnie kopii tych dokumentów. Początkowo szef nie zgadzał się, argumentując że musi być zgoda zainteresowanego czyli M. C., że jako szef archiwum może odpowiadać karnie, że się obawia itd. Przekonałem go w końcu, że jest to sprawa ważna dla Narodu, który ma prawo wiedzieć jacy ludzie nim rządzą. Wyszedł i po dłuższym czasie przyniósł mi kserokopie tych akt. Byłem mu niezmiernie wdzięczny, ale zauważyłem że nie ma w tych aktach kopii życiorysu. Nie wiem czy celowo, czy przez przeoczenie. Wyszedł i dostarczył mi życiorys. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, podziękowałem mu serdecznie za to co dla mnie zrobił.

GRÓB PAMIĘCI ORWELLA.
Po dwóch latach, w czasie procesu z W. C. posta-nowiłem jeszcze raz odwiedzić archiwum. Kazano zaczekać w poczekalni. Przyszedł jakiś porucznik. - Co pan chce - Chcę przejrzeć akta M. C. Zastanowił się. - Dobrze, proszę poczekać. Wyszedł. Słyszała tą rozmowę starsza kobieta - woźna po prostu. Również wyszła. Po dłuższej chwili wraca z jakimś wojskowym, w stopniu kapitana. - Ten pan chce dostać się do akt Cimoszewicza, toż to nasz kan-dydat na prezydenta, minister. Kapitan zdecydował: Niestety nie otrzyma ich pan do wglądu, musi być zgoda szefa i prowadzi mnie do niego, przedstawiam się, mówię że byłem już tu kiedyś. Szef mnie nie poznaje, nic nie wie, nikomu akt MC nie udostępniał. W końcu jakby sobie mnie przypomniał, ale teraz nie może tych akt udostępnić. Po czym wypowiada takie słowa: Proszę pana w końcu te akta są niekompletne, bowiem w r. 1968 (o ile pamiętam) przyszedł do nas rozkaz, aby powiadomić wszystkich wojskowych z wyższej szarży aby przybyli do archiwum, wzięli ze sobą, lub na miejscu przejrzeli je i... usunęli z nich niekorzystne doku-menty.

Tak więc, z powodu niewygasłej jeszcze po latach "czujności klasowej" przed wrogiem i szpiegiem u tej kobiety, - nie otrzymałem po raz wtóry akt, ale też dzię-ki temu dowiedziałem się dlaczego akta są niekompletne i dlaczego jedyny życio-rys MC pisany jest w r. 1961. Wcześniejszego nie ma. Nie tylko chyba życiorysu. Dostały się do Orwelowskiego "grobu pamięci". W Sejmie kopie wielokrotnie po-wieliłem, przekazałem zaufanym ludziom, oczywiście p. Krzyżanowskiemu. Co z tych akt wynika?:

Marian Mikołaj Cimoszewicz ur. w 1917 r. w Ulianowsku. Po ukończeniu z przerwami szkoły podstawowej, do przyjścia bolszewików pracuje jako robotnik-brukarz. W 1939-40 jest już poborcą dostaw obowiązkowych w bolszewickim "Rejonpołnamzakie" w Wołkowysku. W końcu 40 r. pojawia się w parowozowni Białystok jako "seksot"- tajny donosiciel NKWD - jak zezna później świadek Ułas, (w dokumentach tej informacji brak). Potem w Armii Czerwonej. 24-06-1941 r. kończy szkołę podoficerską radiotechniczną w Rostowie n. Donem. W 1941 r. przydzielony do Jedn. Spec. przy sztabie wojsk inż. Po dwóch latach skierowany do Wojska Polskiego - Armii Berlinga na kurs oficerów "oświatowych" czyli politycznych i otrzymał pierwszy stopień oficerski. "Do zakończenia wojny napisał M. Cimoszewicz - byłem więc w aparacie polit. na stanowiskach od z-cy d-cy baterii, z-cy d-cy batalionu i z-cy d-cy 11 pułku piech. 4 DP włącznie. Po zakończeniu wojny w Informacji Wojskowej i WSW do stopnia pułkownika, w tym w latach 1951-54 szef Informacji Wojskowej w Wojskowej Akademii Technicznej. W 1955-57 ukończyłem lic. ogólnokształcące i maturę. Kurs WKDO przy wojsk. Akademii Polit. im F. Dzierżyńskiego". Moc odznaczeń, medali i orderów. Jednym słowem jeden z najbardziej zaufanych ludzi Bolszewii na Polskę. W WAT bardziej wierny bolszewikom niż Komendant WAT-u gen. Leoszenia, który kilku pracowników Akademii wybronił z łap "Polaka" - MC, jak później zeznają świadkowie. 5 listopada 1991 r., po konsultacji z prawnikiem i za namową jednego z dziennikarzy składam do Sądu Rejonowego w Białymstoku pozew przeciwko W. Cimoszewiczowi o zasądzenie od niego 100 mln. zł na rzecz fundacji PCK i ofiar terroru stalinowskiego. W załączeniu przekazałem kopie dokumentów, obszerne oświadczenie p. Jarosława Krzyżanowskiego i jego podałem jako świadka. Po kilku tygodniach, na prośbę p. Jarosława wnioskowałem o przeniesienie tej sprawy do Sądu Wojewódzkiego w Warszawie, z uwagi na wiek i trudności z dojazdem świadków do Białegostoku. Kończyła się "nasza" dwuletnia kadencja Sejmu. Wracam z W-wy do domu. Do tego samego przedziału wsiada poseł Czykwin, ma ze sobą jeszcze "ciepłą", tylko co wydaną książkę Marszałka Sejmu Mikołaja Kozakiewicza "Byłem Marszałkiem kontraktowego....." pokazuje str. 131 czytam: 6. 07. 1989 godz. 9. 30 - wizyta wicemarszałka Fiszbacha, raczej rozpoznawcza. Mówimy o "okrągłym stole". Ze zdumieniem dowiaduję się od niego, że za tym stołem na 57 uczestników, aż 47 było żydami!

POSZUKIWANIE ADWOKATA. Dzwoniłem z domu do posła Macieja Bednarkiewicza, który był dobrym prawnikiem w OKP. Podał adres swego biura adwokackiego, datę i godzinę, kiedy mam przyjechać. Rozumiałem to jako wstępną zgodę. Pojechałem z dokumentami, czekałem 5 godzin na jego przybycie, miło rozmawiał, przejrzał pobieżnie materiały, mówiąc że jeszcze przed rozprawą zobaczymy się w gmachu Sądu Woj. w Warszawie. Pojechałem znowu do Warszawy. Żona przygotowała kilka dobrych szczupaków jako wstępną "zaliczkę". Rozmawiał podobnie-bardzo przyjemnie. Powiedziałem kiedy pierwsza rozprawa, pożegnaliśmy się i... na rozprawę nie przybył. Na pierwszej - rozpoznawczej rozprawie byłem bez adwokata. Pozwanego W.C. również nie było, w jego imieniu pełnomocnik, adwokat Sandomierski. Musiałem szukać innego adwokata. W Białymstoku poradzono mi aby wziąć znanego w kraju prawnika Siłę-Nowickiego. Zdobyłem jego adres w Warszawie i pojechałem z dokumentami. Zapoznał się z nimi wstępnie, prosił je zostawić dla dokładnego przestudiowania i przyjechać do niego za dwa tygodnie. Przyjeżdżam znowu po dwóch tygodniach. I mec. Siła-Nowicki po dłuższym wywodzie mówi mi, że nie weźmie tej sprawy, nie wyjaśniając wyraźnie dlaczego. Był on w tym czasie obrońcą generałów Ciastonia czy Płatka, współdecydentów mordu Ś. P, ks. Jerzego Popiełuszki. Zapytałem go przy okazji, czy nie miał moralnych oporów wzięcia w obronę tych UB-ków. Odpowiedział mniej więcej tak: "Kiszczak i jego ekipa to są ludzie nowego myślenia, w przeciwieństwie do starych stalinowców za Bieruta itp. Oni chcą dobrze dla Polski i ich trzeba poprzeć". Na takie słowa można było tylko zamilczeć. Zabrałem akta i pożegnałem człowieka, który kiedyś za UB dostał kilkakrotną karę śmierci, za swoją działalność przeciw "Władzy Ludowej". Po kilku dniach znowu wyjeżdżam do Warszawy w poszukiwaniu obrońcy. Na Pradze przy Dworcu Wschodnim znajduję - jak mi mówiono niezłego adwokata. Bierze dokumenty na tydzień, zapozna się, wtedy odpowie. Po tygodniu też odmawia. Kontaktuję się z mec. Zalewskim z Warszawy, który był min. moim adwokatem gdy przebywałem w więzieniu na Rakowieckiej. Był on w tym czasie bodaj v-ce ministrem spraw wew. w rządzie Olszewskiego. Poleca mi mec. Orłowską na ul. Poznańskiej w Warszawie. Jadę do niej, przekazuję dokumenty i pełnomocnictwo procesowe. Za każdym razem przed wyjazdem umawiam się telefonicznie na spotkanie z p. Krzyżanowskim. Wzajemnie przekazujemy sobie materiały, informujemy o postępie w poszukiwaniu świadków. Do spotkania z por. Romualdem Ułasem doszło dopiero po 8-krotnym pobycie Krzyżanowskiego w jego domu. Początkowo zgodził się na krótką rozmowę o tamtych czasach, później napisał Oświadczenie i zgodził się wystąpić przed Sądem jako świadek. To był prawdziwy cud - odnalezienie takiego świadka. Poznał Cimoszewicza seniora jeszcze w 1940 r. w Parowozowni Białystok, jako tajnego agenta NKWD i Komisarza Kuprianowa. "Po rozmowach Cimoszewicza z tym "seksotem" znikali nagle ludzie" - napisał.

Piszę list do p. Cezarego Chlebowskiego - autora "Wachlarza" o polskim podziemiu na Wschodzie, znawcy terroru stalinowskiego i wielokrotnie występującego w dyskusjach na te tematy w TVP. Proszę aby zgodził się być rzeczoznawcą-ekspertem od spraw Inf. Wojskowej w moim procesie. Odpowiedział listownie..... odmawiając mojej prośbie, - iż nie zna za dobrze informacji itp. Odwiedzam Okręgową Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Byłem u płk. Kossowskiego, który pierwszy podał notatkę o M.C. w Tyg. Solidarność. Opowiedział o swoim życiu - był wywieziony w 40-tym roku przez bolszewików do Kazachstanu. W WAT był inwigilowany przez mjr. Cimoszewicza, chętnie to poświadczy przed sądem. Kiedy jeszcze byłem w Sejmie, dowiedziałem się od p. Krzyżanowskiego że kpt. Słowik był więziony przez Cimoszewicza przez kilkanaście miesięcy w lochu aresztu WAT, ale nieznany był adres tego kapitana. Postanawiam z warszawskiej książki telefonicznej spisać wszystkie adresy ludzi o nazwisku Słowik. Było ich chyba 54. Do nich wszystkich wysłałem jednobrzmiące listy z uprzejmą prośbą o wiadomość na mój adres, jeśli ktoś z ich rodziny lub on sam pracował w WAT i zna mjr Cimoszewicza. Nadeszło 36 odpowiedzi. Wśród nich była odpowiedź kpt. Tadeusza Słowika. Był już bardzo schorowany, niedołężny, nie mógł się poruszać. Na dźwięk nazwiska Cimoszewicza lub widząc go w TVP, dostawał torsji, Mówił mi o tym Krzyżanowski po odwiedzeniu go kilkakrotnie. Jako świadek nie jest zdolny stawać przed sądem, jest gotów złożyć na miejscu zeznanie, gdyby przybył do jego mieszkania sąd. Nadal otrzymywałem listy od ludzi, którzy zetknęli się z mjr. MC min. od p. Cecetki Cymerman. Oto jej list: "Nazywam się Ewa Cecetka Cymerman, lat 72, mieszkam od 1939 r. w Boernerowie, ul Telewizyjna 46. Ojciec mój był Polakiem. Ja pochodzę z Dubrownika, z Dalmacji, miasta mojej matki i całej jej rodziny. Jestem emerytowaną nauczycielką. W roku 1951 pracowałam jako bibliotekarka w Wojskowej Akademii Technicznej. W tym samym roku, na akademii z okazji rocznicy bitwy pod Lenino, komendant akademii, gen. Grabczyński odczytywał nazwiska osób wyróżniających się w pracy. Min. moje nazwisko. Wkrótce potem, 7 listopada 1951 r. otrzymałam wypowiedzenie z pracy....... Było to dla mnie tragedią. Nie poczuwając się do żadnej winy, poszłam do majora Cimoszewicza zapytać się o powód zwolnienia. Wszyscy wiedzieli, że był on oficerem politycznym i informacyjnym i w jego gestii leżało zwalnianie pracowników. Gdy się zapytałam co to za zarządzenie i co ja takiego zrobiłam, potwornie mnie zwymyślał i wyrzucił z kancelarii, krzycząc obrzydliwe wyzwiska.

Akademię musiałam opuścić, mimo że bardzo zależało mi na pracy w bibliotece i WAT-cie ze względu na charakter pracy i bliskość domu. Wyjaśniam, że w czasie okupacji uczyłam młodzież na tajnych kompletach, byłam także łączniczką w AK. Pod koniec okupacji zachorowałam na gruźlicę płuc i prześwietlenie wykazało guz wielkości renklody....... W roku 1952 wysiedlono nas z Boernerowa. W Warszawie spotkałam jednego inżyniera z WAT-u. Powiedział mi że zwolniono wtedy 14 osób, bo mieli kontakt z zagranicą. A na moim miejscu w bibliotece WAT pracowała żona p. Cimoszewicza. Warszawa 7-01-1992 r. Po dwóch latach napisałem do niej list, czy zgodzi się wystąpić jako świadek. Otrzymałem odpowiedź, cytuję: "z przykrością muszę powiadomić, że ze względu na stan zdrowia nie jestem w stanie występować w sądzie. Odnośnie wyrzucenia mnie z mieszkania wyjaśniam, że w 1952 r. dom przy Telewizyjnej 46 należał do moich wujostwa i zostaliśmy wysiedleni z niego, podobnie jak i wielu innych właścicieli domów. Warszawa dn. 14-VII-1994 r. Podobnych listów otrzymałem kilkanaście. Ich nadawcy, choć poznali metody MC na własnej skórze, odmawiali zeznania przed sądem z powodu stanu zdrowia lub ze zwykłego ludzkiego strachu o siebie, rodzinę. Pozwany był przecież wówczas ministrem sprawiedliwości (o hańbo) i v-ce premierem. Przypominam sobie, że następnego dnia po moim ujawnieniu przeszłości seniora Cimoszewicza otrzymałem w sejmie adresowany do mnie list. Po otwarciu koperty wyjąłem kartkę z jednym wyrazem: "Swołocz". Po skonsultowaniu się z Krzyżanowskim, napisałem doniesienie do Prokuratury Rejonowej W-wa-Śródmieście. Załączyłem kopię życiorysu MC jako dowód podobieństwa pisma, iż nadawcą "Swołocza" jest MC. Prokuratura pismem z dnia 2-II-1992 r. odmówiła wszczęcia postępowania przygotowawczego, informując jednocześnie, że mogę złożyć pozew w procesie prywatnym-cywilnym. Oczywiście zrezygnowałem. Po wejściu w życie ustawy o Kombatantach i osobach represjonowanych, powstawały komisje weryfikacyjne ds. uprawnień kombatanckich. Powstała też Komisja Centralna przy Urzędzie ds. Kombatantów. Odwiedziłem ten Urząd mówiąc że chcę rozmawiać z Dyr. ds. weryfikacji w bardzo ważnej, poufnej sprawie. Skierowano mnie do dr. J Gozdowa-Gołębiewskiego, powiedziałem mu o MC - mam jego dokumenty, on nadal posiada uprawnienia kombatanckie - powiedziałem. Niech pan mi daje je natychmiast, bierzemy tego bandziora na pierwszy ogień w weryfikacji. Tak więc "Decyzją z dnia 7-X-1992 r. na podst. Ustawy z dnia 24 stycznia 1991 r. pozbawiam uprawnień kombatanckich Cimoszewicza Mariana s. Wincentego. Uzasadnienie:..... Na podstawie Zeszytu Ewidencyjnego Centr. Arch. Wojsk. stwierdza się, że MC służył w Inf. Wojsk. od 07. 1945 do 01. 1957. Zaświadczenie Nr. 15/76 z dnia 30-01-1976 wydane przez Jednostkę Wojskową Nr 2375 podaje, że w/w w latach 1945-1946 "uczestniczył w likwidacji podziemia".

23-01-1992 r. odwiedziłem Główną Komisję Badania Zbrodni Przeciwko Narodo-wi Polskiemu Instytut Pamięci Narodowej i przekazałem uprzednio przygotowane pismo z załącznikami. - Proszę pana widzi pan jak ja pracuję - własnym maluchem jeżdżę po archiwach, dowożę akta, segreguję, sporządzam do sądu wnioski - po-wiedział prokurator i dodał - nie mamy ludzi z braku pieniędzy, a przecież jestem prokuratorem i muszę te wszystkie techniczne czynności sam wykonywać, i upa-dam już z sił. Pomyślałem - oczywista, celowa robota, aby zbrodniarze nie byli osądzeni, i z czasem ludzie zapomną. Na powyższe moje pismo otrzymałem od-powiedź z dnia 13-III-1992 r. Oto ona "uprzejmie informuję, że materiały te zosta-ły włączone do prowadzonego przez tutejszą Komisję postępowania w sprawie łamania prawa przez funkcj. Gł. Zarządu Inf. W. P. Prokuratorów Naczelnej Pro-kuratury Wojskowej, oraz sędziów Najwyższego Sądu Wojskowego..... Pragnę zatem gorąco pana przeprosić za dalszy brak konkretnych efektów w poruszanej przez pana sprawie. Podpis: Prokurator Prokuratury Wojewódzkiej w Poznaniu delegowana do GKBZpNP-IPN /Maria Syta/.

W listopadzie 1991 r. zwróciłem się z pismem do v-ce ministra Obrony Narodowej Janusza Onyszkiewicza o udzielenie wyczerpujących informacji dotyczących płk. w stanie spoczynku MC. Odpowiedź nadeszła 20-12-1991 r. cytuję:... "Posiadane przez pana informacje nt. stosowanych metod przez płk. rez. MC wyczerpują pojęcie zbrodni stalinowskiej. Dlatego proszę o przekazanie ich do GKBZp NP..... Dowody stosowania niedozwolonych metod mogą znajdować się w aktach spraw karnych tego okresu w Naczelnej Prok. Wojsk. lub Izby Wojsk. Sądu Najwyższego. Podpisano płk. Jan Szałaj. Wszystkie materiały i dokumenty, o MC przekazywaliśmy na bieżąco - ja i p. Krzyżanowski do red. Gazety Polskiej, gdzie zajmował się tym red. Piotr Jakucki, oraz do "Gazety Lokalnej" wydawanej w dzielnicy Bemowo gdzie mieściła się WAT. Pierwsza, właściwa rozprawa odbyła się 14-07-1992 r. Stawiło się trzech świadków. Sąd przesłuchał tylko Jarosława Krzyżanowskiego lat 77. Zeznał on min..... "Byłem kierownikiem sekcji remontów w WAT..... z MC zetknąłem się wiele razy, min. otrzymałem od niego polecenie przebudowania schronu przeciwlotniczego na areszt..... wydał polecenie przystosowania pomieszczenia pod schodami w piwnicy na celę, w której nie można się było wyprostować..... Byłem aresztowany przez MC w 1952 r. lub 53 r. na 24 godziny za jakąś domniemaną kradzież cegieł..... powodów do aresztowania nie było, wystarczył jeden telefon do mnie..... przesłuchanie trwało od 16 do 22 i od 8. 30 do 16-tej. W nocy siedziałem pod strażą żołnierza uzbrojonego w automat. W czasie wojny byłem przesłuchiwany przez Niemców na Szucha i stwierdzam, że tamto Gestapo nie zostawiło tak złych wspomnień jak przesłuchanie w Inf. Wojsk. Mjr. MC..... raz kazał mi przejąć rzeczy po aresztowanym oficerze, który słuchał radia Wolna Europa i w kilka miesięcy później zostały one odebrane przez rodzinę aresztowanego..... w pokoju widziałem na ścianie rdzawe plamy jakby po strzałach po to, aby stworzyć atmosferę strachu dla przesłuchiwanego..... Wiadome mi jest, że przez mjr. MC był aresztowany Komendant WAT gen. Grabczyński. Generał zniknął z dnia na dzień, była atmosfera terroru..... Ja zawsze bałem się MC. Przez 4.5 roku pobytu w WAT, spodziewałem się każdego dnia aresztowania z tytułu działalności ojca i brata oraz przynależności ich do AK, też byłych więźniów Gestapo..... W 52 roku był aresztowany kpt. Słowik, który został zniszczony przez Cimoszewicza psychicznie i nerwowo: 11 miesięcy siedział w tym areszcie bez okna, miał zarzut grożący karą śmierci za udział w AK i posiadanie pistoletu z carskich czasów, a był kierownikiem sekcji uzbrojenia, więc zarzut jest śmieszny. Za szpiegostwo był skazany przez sąd wojskowy na 18 miesięcy..... Żona jego nie mogła się od nikogo dowiedzieć gdzie mąż przebywa..... od mjr. MC ucierpieli jeszcze kpt. Rajter, kpt. Wosik, kpt. Wierzba, Ułas, Walenczak, szer. Kobys, Klimecki, Zimmerman, oraz księża w kościele w Boernerowie... jak wiem byli oni AK-owcami za okupacji..... Z-ca MC bez sądu zerwał Słowikowi po aresztowaniu epolety z gwiazdkami. Wszyscy szeregowi kierowcy byli zobowiązani do donoszenia..... Nazwisko MC po 30 latach przypomniało mi się, gdy jego syn zaczął prowadzić kampanię prezydencką..... Mjr MC uczestniczył w ostatnich 5-10 min. przesłuchania"..... ja się boję o moje życie. Jestem zagrożony przez Włodzimierza Cimoszewicza w związku z groźbą w jego liście który był opublikowany w prasie. Następna rozprawa odbyła się 22 września 1992 r. Pozwany Cimoszewicz junior jak zwykle nie stawił się na rozprawę. Jego pełnomocnik adwokat Sandomierski wniósł o oddalenie przesłuchania świadków, podobnie jak na poprzedniej rozprawie, wnosił też o oddalenie dowodu w postaci akt osobowych MC z Centr. Arch. Wojsk... Sąd postanowił dopuścić dowody z zeznań świadków. Zeznaje świadek Jan Kossowski 1. 70, emeryt, obcy pozwanemu.

..... WAT istnieje od 1951 r., grupa przygotowawcza była już w 1950 r. ja byłem już wówczas pracownikiem WAT-u. MC był szefem Inf. w stopniu majora..... Wyczytałem w Przekroju wywiad z kandydatem na prezydenta posłem Cimoszewiczem, który się powołał na chlubną działalność ojca, który przeszedł szlak bojowy do Berlina i po którym przejął w spadku patriotyczne cechy. Napisałem wówczas do redakcji, czy wiedzą że pan Cimoszewicz był w rosyjskim "Smierszu" a później w Informacji..... miałem pewne zahamowania moralne, czy syn może odpowiadać za winy ojca. Major takich zahamowań nie miał..... w tamtym systemie ojciec odpowiadał za syna, syn za ojca. Wiem, że major w 51r. aresztował Komendanta Szkoły Lotniczej płk. Adameckiego..... Major Cimoszewicz bardzo prześladował moich najbliższych kolegów np. Hiprza, wzywał go ciągle na przesłuchania, czepiał się jego nazwiska, że pewnie był kiedyś folksdojczem, chciał mu wmówić przynależność do AK, również prześladował Downara, Słowika, który po wyjściu z więzienia był ruiną człowieka. Słowik opowiadał mi jak był bity, maltretowany. MC mówił mu, że jego żona go się wyrzekła. MC kazał skonstruować specjalną klatkę dla więźniów. Major gdy przesłuchiwał Hiprza to podobno kładł na stole pistolet. Major Cimoszewicz chwalił się na zebraniu oficerów jak w 45 r. zlikwidował oddział AK. Ja przeszedłem łagry, dostałem 8-letni wyrok, major tego nie wiedział. Musiał coś podejrzewać, bo gdy szedłem do rezerwy znalazłem w mojej teczce personalnej odręczny zapisek MC, że nie należy mnie awansować do czasu sprawdzenia mojej przeszłości. Do 56 r. nie byłem w ogóle awansowany. Gdyby major wiedział o łagrach byłbym na pewno usunięty z wojska, na pewno bym pojechał na wschód. Gdy Komendantem był generał Leoszenia to mogę powiedzieć, że pomimo iż był Rosjaninem to był stosunkowo przyzwoitym człowiekiem, a tu przysyłali najgorszych Rosjan, ale majora Cimoszewicza nie znosił. Wiem, że do niego zgłaszali się niektórzy oficerowie z jakimiś sprawami dotyczącymi MC i on im pomógł. Przesłuchanie świadka Romualda Ułasa lat 71 emeryt, obcy pozwanemu. Zetknąłem się z Marianem Cimoszewiczem, szefem Informacji WAT w 1951 r. Byłem skierowany przez departament MON do pracy w WAT-cie..... spotkanie z MC zszokowało mnie, był w stopniu majora, kojarzył mi się z inną osobą.

..... Byłem czujny, po 5,6 miesiącach pracy w WAT-cie, w nocy po godz. 22-giej do mojego mieszkania służbowego przyszli 2-aj uzbrojeni żołnierze i zameldowali, że z rozkazu majora Cimoszewicza mam się u niego stawić..... zabrali mnie w asy-ście....... w pokoju siedział za biurkiem MC, oprócz niego siedziało 4-ech ofice-rów..... informacji min. Kołaczyk, Iwański. MC kazał mi usiąść. Otworzył biurko, wyjął pistolet, podrzucił go i schował do biurka, oficerowie też wyjęli pistolety i położyli obok siebie. Po chwili Cimoszewicz powiedział, że mamy porozmawiać o pewnych sprawach. Wyjął ponownie pistolet, położył kolbą w moją stronę, pytał mnie o życiorys kolejno aż do zesłania. Później zaczął pytać o mojego ojca, co ro-bił, gdzie należał w czasie okupacji, ojciec był w Polsce ścigany przez UB a ja by-łem na zesłaniu. Przesłuchania takie trwały do 2-giej w nocy....... powtarzało się to 5-ciokrotnie w ciągu kilku miesięcy.

..... poszedłem do gen. Leoszeni mówiąc mu, że MC wykańcza mnie psychicznie. Po 3-ch dniach generał powiedział, że mogę siedzieć spokojnie dopóki on tu jest, będę miał spokój. Po paru miesiącach na WAT-cie skojarzyłem sobie, że Cimoszewicza widziałem w 1939 roku w Białymstoku, gdy był on tzw. "seksotem" komisarza Kuprianowa, ówczesnego kierownika Kadr w dziale technicznym parowozowni, co w ówczesnej nomenklaturze oznaczało - tajny agent. W 39 r. koledzy ostrzegli mnie, że jest to człowiek niebezpieczny. Utkwiła mi w pamięci ta twarz. Różne szczególiki wskazywały, że on grzebał w różnych sprawach, trefny był każdy Polak. W moim głębokim przekonaniu człowiek z Białegostoku i major Cimoszewicz to ta sama osoba..... w czasie przesłuchania wspominał, że pochodzi spod Wołkowyska........ .uważam że MC chodziło o sprawy mojego ojca, bo w tym czasie trwało śledztwo przeciwko mojemu ojcu, który należał do SZP, AK, BIP, WIN. Ojciec w czasie śledztwa był torturowany fizycznie i w wyniku tego zmarł 17 stycznia 1952 r. w UB w Białymstoku.

Oto niektóre zapiski - notatki jakich dokonałem przeglądając akta MC w Centr. Arch. Wojsk. cytuję..... W 1946 r. jako oficer Informacji kierując grupą żołnierzy likwiduje bandę Bohuna, działającą na terenie woj. poznańskiego..... Płk. MC jest długoletnim, doświadczonym pracownikiem organów, zajmował w nim szereg od-powiedzialnych stanowisk..... Pełnił funkcję szefa Oddziału III-operacyjnego d/s poszukiwań dezerterów i broni..... ideologicznie, klasowo związany z partią. Po-siada skrystalizowany światopogląd marksistowsko-leninowski, nieprzejednany stosunek do wroga, oddany sprawie Polski Ludowej i ZSRR (53 r.). Raport z proś-bą o przeniesienie w ramach organów do innej jednostki - czuję się źle przy wy-kształconych oficerach i ludziach..... Raport z prośbą o przeniesienie z powrotem do pracy operacyjnej. Prosiłem w 1948 r. będąc u Fejgina, by nie pozostawiono mnie poza operacyjnymi..... 2-XI-1968 r. Rada Państwa zezwoliła na wniosek Min. Spraw. Zagr. na przyjęcie odznaczenia ZSRR Orderu Wojny Narodowej I stopnia /-/ Bartel - Ambasador..... Prośba MC o skierowanie do Indochin-Międzynarodowej Komisji Nadzorczej, za moje zasługi. Popieram /-/ płk Turkie-wicz z-ca WSW..... Posiada wyrobioną czujność klasową. Kary: Nagana udzielona przez szefa GZI MON z 11-02-1952 r. za niewłaściwy stosunek do żołnierzy, oraz bezprawne zatrzymanie jednego z nich w areszcie.

..... posiada charakter nieco impulsywny..... mimo średniego wykształcenia szwankuje styl pisania. /-/ gen. Brygady Kokoszyn szef WSW 1959 r.

... odznaczenie 4-X-71 r. Z-ca szefa WSW Tow. płk. dypl. Cz. Kiszczak w obecności Sekr. kom. partyjnej. Jeszcze jako poseł, po zdobyciu dokumentów MC napisałem 29-X-1991 r. list polecony do Prezydenta Lecha Wałęsy: "W załączeniu przesyłam Panu materiały i dokumenty dotyczące niebezpiecznych dla Polski osób, a jeden z nich mówi nawet o fotelu Premiera". Było to już po wyborach w 91 r. Nigdy nie otrzymałem jakiejkolwiek odpowiedzi. I nic dziwnego, zważywszy na haniebną-przeszłość adresata i jego "kapciowego" Wachowskiego. Otrzymywaliśmy - ja i Krzyżanowski w dalszym ciągu listy dot. MC oraz sami zdobywaliśmy różne materiały, przekazując je do prasy: Gazety Polskiej, Gazety Lokalnej, Życia, i innych. O każdej rozprawie zawiadamiałem media, kolegów przyjaciół, b. posłów. P. Krzyżanowski z trudem zdobył adres pozwanego Włodzimierza Cimoszewicza w Urzędzie Woj. w Warszawie. Na dźwięk słów WC urzędnicy oniemieli, biegali do dyrektorów, kierowników. A na co, po co ten adres panu itd. W końcu wydano adres: Mokotów Zelwerowicza 33 m. 1. Tak więc zameldowany on był dwukrotnie: w Kalinówce Kościelnej i w Warszawie. Oto niektóre listy, oświadczenia i dokumenty, oraz artykuły prasowe "Stanisław Ozorowski zam. Białystok... w czasie służby wojskowej na Sadybie i Pelcowiźnie pełniłem dyżur pomocnika na warcie w czasie niedzielnych odwiedzin. Zapamiętałem jak wśród odwiedzających wszedł pan z dzieckiem około 10 lat (był rok1960), na widok którego przełożeni bardzo gwałtownie i nerwowo zareagowali. Na ich twarzach ukazał się strach i przerażenie, nie wiedząc co ze sobą mają zrobić. Był to Marian Cimoszewicz.

... W czasie dalszej służby pamiętam, że to imię było wymawiane z dużą pogardą w przeróżnej formie ubliżającej i poniżających żartach przez oficerów, których jako kierowca woziłem. Oficerowie często pytali mnie, dlaczego w Białymstoku są tacy źli ludzie, wymieniając nazwisko Cimoszewicz lub celowo przekręcając i zruszczając: "Cimoszko". Dlatego zdążyłem zapamiętać takie pogardliwe epizody życia wojskowego... oświadczam, że przedstawione fakty są w pełni wiarygodne i prawdziwe, co stwierdzam własnoręcznym podpisem. 12-IV-1992. Walenczak Piotr płk. w st. spocz. Warszawa ul. Sobczaka 58/2

..... Mariana Cimoszewicza poznałem w latach 1950-tych w WAT, był on szefem Informacji. Ja byłem szefem finansów WAT... W czerwcu 1953 r. zostałem we-zwany przez MC do Wydz. Inf. na przesłuchanie w sprawie przynależności do AK w czasie okupacji i zatajenie tego faktu przed Władzą Ludową. Przesłuchanie trwało ok. 9 godzin bez przerwy. Zmieniali się tylko oficerowie inform. a byli to: por. Kołaczyk, i ppor. Ryziński. Zasadniczą rolę w tym wszystkim spełniał MC... wszyscy oficerowie starali się udowodnić mi moją wielką winę, traktując ją jako zbrodnię wobec Narodu Polskiego, przy czym czytano mi wciąż paragrafy kodeksu Karnego w/g których zasługiwałem na najwyższy wymiar kary, łącznie z wyro-kiem śmierci..... Na wniosek M. Cimoszewicza oddany zostałem pod Oficerski Sąd Honorowy. W trybie natychmiastowym Sąd rozpoznał sprawę i skazał mnie na de-gradację ze stopnia kapitana na szeregowca, ostrą naganę i wyrzucenie z wojska. Wyrok OSH podlegał zatwierdzeniu przez Ministra Obrony Narodowej. Z wyro-kiem OSH udał się Komendant Akademii gen. Leoszenia do marszałka K. Rokos-sowskiego, u którego wyjednał zgodę na zachowanie stopnia wojskowego i pozostawienia mnie w wojsku. Ukarany zostałem jedynie wstrzymaniem kolejnego awansu na okres 4-ch lat. Karę darowano mi 14-VI-1957 r. Rozkaz MON.
Czesław Downar płk w st. spocz. ul. Arciszewskiego 13 W-wa 17-VII-92..... Oburzył mnie fakt nazwania pana "załganym łobuzem" przez posła WC w sytuacji gdy słowa te winny odnosić się do Cimoszewicza..., który jest raczej świadomy działalności swego ojca w tak ponurej instytucji jaką była Informacja Wojskowa. Kilka słów o sobie: Urodzony w 1926 roku we wsi Morozowicze b. woj. Nowogródzkie. W r. 1938 mój ojciec zwykły obywatel (ani wojskowy, ani policjant, nawet nie urzędnik szczebla gminy) został aresztowany przez NKWD a nasza liczna bezbronna rodzina (matka i 5 dzieci) w kwietniu 1940 r. wywieziona do Kazachstanu. Stamtąd jako 17-to-latek trafiłem do armii Berlinga i w wojsku pozostawałem do emerytury w 1986 r. Po zdaniu matury w 1947 r. zostałem oddelegowany na studia do Politechniki Warszawskiej... po jej ukończeniu skierowany w 1951 r. do WAT. Przez pewien okres kierowałem Laboratorium silników spalinowych na fakultecie lotniczym a następnie byłem komendantem Fakultetu Wieczorowego..... Na tym stanowisku nie zagrzałem zbyt długo miejsca dzięki "czujności" mjr. Cimoszewicza, który rozpoczął "operacyjnie" mnie obrabiać, oczywiście z reguły w godz. nocnych z zastosowaniem pogróżek, pistoletu itp..... doniesiono mu, że jakiś student WAT czyta książkę Sergiusza Piaseckiego "Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy"... MC uznał że jeden z grupy Piaseckiego jest ojcem mjr. Cz. Downara..... Ówczesny Komendant WAT podobno aż chwycił się za głowę wołając: Downar, syn kontrabandiety!. No i wystarczyło aby z trzaskiem zdjąć mnie ze stanowiska, wykluczyć z grupy doktoranckiej, odstawić na boczny tor. Oczywiście nie nagradzać, nie awansować. W ten sposób zostałem mocno skrzywdzony przez mjr. Cimoszewicza i wyłącznie wskutek jego policyjnej nadgorliwości. Dodam jeszcze, że prawdą jest iż był postrachem dla oficerów WAT, nawet sposób jego zachowania, mówienia był nakierowany na wzbudzenie bojaźni, co mu zresztą przychodziło stosunkowo łatwo, gdyż miał twarz typowego enkawudzisty, a czerwone liszaje jeszcze bardziej ten wyraz pogłębiały... Na zakończenie wyrażam usilną prośbę, aby w żadnej formie moje nazwisko nie było w związku z tym listem wymieniane. Życzę panu powodzenia w walce o wyjaśnianie czarnych, białych i innej maści plam /-/ Downar. Napisałem do niego jeszcze raz czy dwa. W końcu zgodził się zeznawać jako świadek przed sądem w swym liście z 25 marca 1994 r., prosząc jednocześnie o informacje jakie ukazały się w prasie nt. procesu i MC; list kończył słowami: A swoją drogą jest to niesamowite, aby tego ponurego faceta nie mogła dosięgnąć ręka sprawiedliwości. Downar.

W październiku 1991 r. otrzymałem taki oto list. Cytuję fragmenty: W związku z pana publicznymi wypowiedziami nt. czołowych działaczy SDRP pragnę umocnić pana w tym przeświadczeniu..... Jestem emerytowanym oficerem i w latach 50-tych oraz 60-tych zetknąłem się z podejrzaną działalnością majora Cimoszewicza, płk. Millera z jedn. wojsk. 2546..... był agentem tajnej policji sowieckiej..... to samo mógłbym powiedzieć o pewnym pułkowniku Nałęczu, szefie tajnego wydziału policyjnego..... Wiem także, że pewien podporucznik Mieczysław Kwaśniewski z JW 1961 dokonał skrytobójczego zamachu na życie plutonowego zawodowego, za to że krytykował on zbyt jawnie ówczesne stosunki polityczne w Polsce..... Słuchając takich asów politycznych jak Leszek Miller czy Aleksander Kwaśniewski, dochodzę do wniosku, że mogą to być synowie znanych mi zbrodniarzy..... Jeżeli podejrzenia te są prawdziwe, to wyniknąć mogą z tego poważne problemy dla wszystkich uczciwych ludzi naszego kraju. Niestety jestem już dzisiaj starym człowiekiem i nie mogę sprawdzić swoich skojarzeń i podejrzeń..... proszę o unieszkodliwienie tej nadzwyczaj groźnej mafii politycznej..... Jeżeli dojdę do przekonania, że w naszym kraju można ujawnić publicznie zbrodnicze czyny byłego aparatu policyjnego, to dostarczę sporo nadzwyczaj interesującego materiału dowodowego oraz ujawnię swoje nazwisko. Podpis: 1001. P. Krzyżanowski zrobił wiele wysiłku aby odszukać nadawcę tego listu. Bez skutku. Po kilku odwiedzinach p. Tadeusza Słowika, napisał on p. Krzyżanowskiemu następujące oświadczenie: W czasie przesłuchań wszyscy oficerowie Inf. Wojsk. popisywali się posiadaniem broni, kręcili nią na palcach nad szufladą biurka..... Stwierdzam, że cela w której siedziałem posiadała jedno zakratowane okno w piwnicy... przykryte żelazną płytą..... nie była nigdy wietrzona, całymi dniami i nocami paliła się żarówka. Wyposażenie celi było jedno wiadro i na noc osobiście wnosiłem siennik,
... chcąc odpocząć-siadałem na krawędzi okna... nie miałem możliwości widzenia znajomych. W łaźni był zawsze oficer Inf. W czasie mojego siedzenia tylko pierw-szą noc byłem w towarzystwie jakiegoś oficera, nie znałem go i on mi się nie przedstawił, między wierszami powiedział mi jakie metody stosuje Inf. Wojsk. i w szczególności M. Cimoszewicz (znał go z jedn. wojsk. ), miał on zwyczaj używa-nia najgorszych słów i uderzania kolanem w podbrzusze. Oświadczam jeszcze raz, że w celi przez 10. 5 miesiąca siedziałem sam, żadnego Jędrzejczyka nie znałem, i to co opowiada jest bzdurą..... z posiadaniem broni-starego pistoletu się nie kry-łem, pokazywałem go na konsultacjach słuchaczom (był to zepsuty ale oryginalny pistolet damski z Niemiec) przywieziony przez jednego z oficerów... Wszystkie sprawy aresztowania, przesłuchań i ich różnych metod niszczenia psychicznego, czy fizycznego przez cały okres dochodzenia, podałem w Gazecie Lokalnej Nr. 5-7 z dnia 6-III - 12-IV-1993 r. "Były więzień WAT oskarża, oraz część Świadectw i dokumentów - "Były więzień WAT" w GL Nr 8-9 z dnia 13-IV - 7-V-1993 r. pod-pisano i poświadczono przez Kancelarię Notarialną Barbara Krukowicz 2 sierpnia 1994 r..... podpisy złożyli w mojej obecności Tadeusz Jan Słowik syn Andrzeja i Zofii zam. W-wa, ul. Szymanowskiego 6m4. 2 marca 1992 r. w "Nowym Świecie" ukazał się obszerny, oparty na dokumentach artykuł red. Piotra Jakuckiego, które-mu - jak mówiłem - na bieżąco dostarczaliśmy napływające materiały o MC. Arty-kuł pt. "Służby informacyjne za zamkniętymi drzwiami", oparty był na dziele naukowym Jerzego Poksińskiego "TUN - Tatar, Utnik, Nowicki" Wyd. Bellona 1992. To dzieło naukowe jest prawdziwą kopalnią wiedzy o celach, metodach i ludziach je stosujących w Inf. Wojsk. i sowieckim SMIERSZU z którego powstała. Udało mi się zdobyć - wypożyczyć tę książkę w Bibliotece Uniwersyteckiej w Bia-łymstoku, zrobiłem z niej 64 strony kopii i podobnie jak art. red. Jakuckiego prze-kazałem jako dowód do sądu. Z tej samej biblioteki udało mi się wypożyczyć jedyny egz. książeczki Mariana Cimoszewicza pt. "Trzy spotkania" wydanej przez MON w 1972 r. Oto niektóre tylko rarytasy tego "dziełka"... wkrótce na terenie Białostocczyzny pojawiły się oddziały Armii Radzieckiej (r. 1939)... zniknęła gdzieś policja i wyżsi urzędnicy... Przyjście władzy Radzieckiej na tereny zachod-niej Białorusi zmieniło losy młodzieży wiejskiej. Wielu młodych poszło do pracy w kopalniach i na kolei, inni do szkół, jeszcze inni, wśród których znalazł się Ma-rian Ciszewicz do WOJSKA..... w kampanii wrześniowej udziału nie brał-nie zdą-żyli go powołać..... Marian Ciszewicz wówczas chorąży aparatu politycznego..... I jeszcze jeden rarytasik ze str. 9-tej..... "Mówił mi Jerzy Korbacz, że w Hiszpanii trwają walki. Radio moskiewskie podało podobno apel do wszystkich antyfaszy-stów, aby zgłaszali się do ochotniczych brygad międzynarodowych, do walki w obronie praw ludu Hiszpanii. Można by tam..... Te fragmenty również przekazałem jako dowody do sądu.
4 czerwca 1992 r. Antoni Macierewicz - Minister Spraw Wewnętrznych wykonując uchwałę sejmu ujawnił min. posłom zasoby archiwalne MSW dotyczące ludzi na najwyższych stanowiskach państwowych. Na tej liście był też Włodzimierz Cimoszewicz kryptonim: Carex. Listę tą ujawniła dopiero po roku, w rocznicę obalenia rządu Jana Olszewskiego Gazeta Polska. W międzyczasie dowiedziałem się, że junior Cimoszewicz już przed wrześniem 1980 r. wrócił cytuję: "... ze Szwecji, gdzie odbywałem letnią praktykę w polskim konsulacie w Malmö". Cytat ten pochodzi z wydanej w 1993 r. książki pt. "Czas odwetu" Włodzimierza Cimoszewicza, zredagowanej przez Artura Smółkę. Jest to agitka propagandowa niczym cytowane wyżej "Trzy spotkania" - seniora MC. Oczywiście junior WC zaprzecza w niej że był agentem, przeciwnie, mówi że był inwigilowany przez SB i oskarżony o współpracę z CIA. Niemal siłą wciągano go do ZMS-u. "... W 1972 zostałem przewodniczącym ZMS na Uniwersytecie, podobnie byłem przew. SZSP. Potem sekretarzem komitetu uczelnianego PZPR. 15 września 1980 r. wyjechałem na stypendium Fullbrighta na Uniwersytet Columbia w Nowym Jorku" pisze Cimoszewicz junior..... "Należałem do organizacji partyjnej przy konsulacie w Nowym Jorku". Wcześniej był na jakiejś placówce ONZ w Genewie z ramienia PRL - rok 1977. Jakich ludzi wysyłano na placówki zagraniczne, czy do zachodnich uczelni i co tam mieli robić dla MSW, wie dziś już niemal każde dziecko. To były jaczejki wywiadu KGB i GRU, bo nawet nie dla PRL-u. Poseł Włodzimierz Cimoszewicz od maja 1992r pełnił w Radzie Europy funkcję sprawozdawcy Komisji Prawnej i Praw Człowieka w sprawie..... dekomunizacji. Doczekaliśmy czasów - komunista dekomunizuje! W rządzie Pawlaka szef Komitetu Społecznego Rady Ministrów i minister (o Boże!) Sprawiedliwości - Niczym u Orwella.
4 listopada 1993 r. w Gazecie Polskiej ukazał się obszerny artykuł Piotra Jakuc-kiego pt. "Pułkownik Cimoszewicz". Oparty był o zdobyte przeze mnie dokumen-ty, oświadczenia i zeznania świadków przed Sądem Woj. w Warszawie. Artykuł ujawniał publicznie, na cały kraj, haniebną, zdradziecką przeszłość i czyny MC, oraz niektóre fakty świadczące, że jego potomek poszedł w jego ślady.
ŚWIADEK W kilka tygodni po tej publikacji otrzymałem z sądu kopię listu nieja-kiego Jędrzejczyka jaki on wysłał do redakcji Gazety Polskiej, jako odpowiedź na w/w artykuł; z jednoczesnym powiadomieniem mnie, iż p. Jędrzejczyk jest powo-łany jako świadek pozwanego Włodzimierza Cimoszewicza. Oto ten list do GP: W-wa 1993-11-14 mgr inż. Kazimierz Jędrzejczyk ul. Ludwiki 6 m 39. Wielce Szanowny Panie Redaktorze..... Piszę do Pana, Panie Redaktorze, a nie autora rze-czonego artykułu gdyż autor ze względu na mijanie się z prawdą i tendencyjność artykułu jest poza zasięgiem moich zainteresowań, nie chcę z nim prowadzić żadnej dyskusji.
..... Jestem synem człowieka, wykończonego przez UB w Lubaniu Śląskim w 1950 r. Jestem człowiekiem, który doznał tak okrutnego znęcania się nade mną Informacji Wojskowej przez siedem długich lat, że z wojska zostałem zwolniony w 1953 r. z utratą 50% zdolności zarobkowej..... nawet moje wstąpienie do Wojska Polskiego w 1944 r. było podejrzane, bo jak się wyraził jeden z przesłuchujących oficerów Informacji: "Was bandyci z lasu tu przysłali aby szpiegować". Jestem człowiekiem, który za pryncypia swojego postępowania ponosił i ponosi do dnia dzisiejszego przykre konsekwencje. I na to też są dokumenty. Jestem tym, który z emocją czytał pańskie artykuły w "Nowym Świecie" i na Pański apel wpłaciłem 1. 000. 000, - zł na uratowanie "Nowego Świata" (połowa mojej emerytury). Pieniędzy tych nie wycofałem. Od pierwszych dni istnienia Gazety Polskiej jestem jej stałym czytelnikiem. A teraz ad rem. Sam tytuł Gazeta Polska zobowiązuje (bez względu na to czy jest cenzura, czy jej nie ma) do wiarygodności podawanych faktów. Ale tak nie jest. Bowiem w artykule pt. "Pułkownik Cimoszewicz" Pan Piotr Jakucki podaje szereg informacji nieprawdziwych oraz sztucznie naciąganych, które ja - pomimo że byłem prześladowany przez Inf. Wojsk. - muszę prostować, co niniejszym czynię. A oto cytat z rzeczonego artykułu: Marian Cimoszewicz cieszył się zaufaniem czynników sowieckich..... Po rozpoczęciu wojny niemiecko-sowieckiej przydzielony do jednostki specjalnej przy sztabie wojsk inż. Już to stwierdzenie ma posmaczek sensacji, bo rodzi się pytanie czy ta jednostka specjalna to już była Informacja Wojskowa czy jeszcze gorzej?! A oto fakty z tamtego okresu: 1. Mieszkańcy terenów zajętych przez Związek Sowiecki w 1939 r. na mocy specjalnego "Ukazu" zostali obywatelami sowieckimi. 2. Z tego tytułu mężczyzn w wieku poborowym powoływano do służby w Armii Sowieckiej. 3. Po rozpoczęciu wojny wszystkim z terenów polskich - jako niepewnym politycznie - a służących w Radzieckiej Armii odebrano broń i tworzono z nich jednostki specjalne do najcięższych prac nad umocnieniami wojskowymi. Otrzymywali głodowe racje żywnościowe - dużo mniejsze od normalnych żołnierskich. Ginęli nie tylko od kul lecz także ginęli masowo z głodu, zimna i wyczerpania. Oto jak wyglądała jednostka specjalna, do której był przydzielony Marian Cimoszewicz. Oto jak wyglądało zaufanie do niego czynników sowieckich.
II. Następny cytat z w/w artykułu (o Słowiku)..... Przetrzymywany tam major Sło-wik był bity przez Cimoszewicza.....
Fakty są zupełnie inne..... W celi znajdowały się dwie prycze z siennikami wy-pchanymi słomą i nakrytymi kocami..... Codziennie rano kpt. Słowik był wypro-wadzany do toalety w celu dokonania porannych ablucji... W tym czasie piwnica była wietrzona... nigdy nie wspomniał do mnie - a byliśmy w bardzo dobrych sto-sunkach - że był bity przez MC. Fakty te znam bardzo dobrze, gdyż w rzeczonej celi byłem wraz z kpt. Słowikiem więziony przez kilka miesięcy przez Inf. Wojsk. w 1952 r.
III. I tu zachodzi konieczność dania świadectwa prawdzie, o płk Cimoszewiczu. Oto mówię ja, człowiek prześladowany i systematycznie przesłuchiwany przez Informację od 1946 r. do 1953 r. W 1947 r. zostałem wezwany do Informacji na przesłuchanie z powodu zagubienia (skradziono mi) 300 szt. amunicji do pistoletu TT, które pobrałem do strzelania dla oficerów. Było to ciężkie przestępstwo, gdyż mogłem być posądzony o współpracę z "reakcyjnym podziemiem". Równało się to wieloletniemu uwięzieniu, może nawet karze śmierci. Mając już bagaż wielogodzinnych przesłuchań (łącznie z rozbiciem mi głowy kolbą pistoletu), z ciężkim sercem przekraczałem próg pokoju Informacji. Przesłuchiwał mnie por. Cimoszewicz.
..... Właściwie całe przesłuchanie ograniczyło się do mojego opowiadania..... a jed-nak nie wyciągnął w stosunku do mnie żadnych konsekwencji. Miałem możność to ocenić, gdy na miejsce por. MC przyszedł ppor. Kirkin, który lżył oficerów Wojska naigrywając się z ich polskiego pochodzenia. Pierwsze przesłuchanie roz-począł od "powitania" mnie gdy wchodziłem do jego pokoju: "Przez te drzwi wchodzi tylko bandyta z AK lub s..... n. Tak brutalnie..... byłem wielokrotnie prze-słuchiwany przez różnych oficerów Inf. Wojsk. Ale pułkownik Cimoszewicz był inny. W r. 1951 i 1952 byłem przesłuchiwany przez płk. Cimoszewicza, który po-mimo wielogodzinnych przesłuchań nie poniżał mojej godności osobistej. Jego sposób śledztwa był podchwytliwy, zadawał wiele pytań, porównywał ze zgroma-dzonymi aktami i wykazywał, że więcej wie niż podawał przesłuchiwany. Tak było np. gdy pytał o mego dowódcę z okresu okupacji. Kiedy powiedziałem że miał pseudonim "Sokół", zaśmiał się i powiedział: "Wasz dowódca nazywa się Kędzier-ski i już siedział na Zamku w Lublinie. Mamy dokładne jego akta. A wy dobrze go znaliście bo mieszkał o kilka chałup. Podkreślam, że pułkownik Cimoszewicz nigdy nie lżył mnie, nie ubliżał, nie poniżał mojej godności osobistej. Nigdy w celu zastraszenia mnie nie wyciągał pistoletu. I to w zasadniczy sposób wyróżniało go od pozostałych oficerów Informacji. Tak wiec historyjki o podrzucaniu pistoletu przed przesłuchiwanym, bicie Słowika przez Cimoszewicza między bajki wkładam.
IV. Pan Autor Piotr Jakucki sugeruje, że pokój przesłuchań był katownią... No, to trzeba mieć fantazję aby takie rzeczy opisywać. Ja, który byłem przesłuchiwany przez całe lata (łącznie z rozbiciem mi głowy kolbą pistoletu) stwierdzam, że pokoje przesłuchań służbowych Inf. Wojsk. odznaczały się surowością, ale były czyste, żadnych plam krwi nie widziałem, a tym bardziej śladów kul pistoletowych na ścianach..... a wiele ciekawych rzeczy o Informacji słyszałem.
V. W artykule Autor powołuje się na pracownicę przedszkola WAT, która stwier-dza że pracownicy przedszkola szczególną troską otaczali syna płk. Cimoszewicza.
Wydaje mi się, że gdyby personel przedszkola szczególną troską otaczał różne dzieci (co było ich obowiązkiem z wielu względów) to nie byłoby potrzeby wyróż-niać syna Cimoszewicza..... Tak więc Pani Przedszkolanka wystawiła świadectwo sobie i całemu personelowi a nie płk. MC.
VI. Komu i czemu ma służyć artykuł "Pułkownik Cimoszewicz" Pan Piotr Jakucki wyjaśnia na samym wstępie "Przeszłość ojca obecnego wicepremiera wyszła na jaw w 1991r. Wówczas Tyg. Solidarność opublikował list, którego autor stwierdzał, iż ojciec kandydata lewicy na urząd w Belwederze MC był szefem Inf. w WAT.
A więc to tak! Syn ma odpowiadać za czyny ojca sprzed kilkudziesięciu lat, gdy w obecnej rzeczywistości ojcowie na wysokich stanowiskach państwowych nie odpowiadają za przestępcze czyny swoich dzieci. Do tej odpowiedzialności syn za ojca Autor Piotr Jakucki dorabia odiosalną ideologię. A przecież pisząc w Gazecie Polskiej obowiązuje go sune ira et studio. W tym stanie rzeczy Panie Redaktorze Naczelny Gazety Polskiej - wydaje mi się, że aby Polska była Polską nie może być fałszu, zakłamania i nawoływania do zbiorowej odpowiedzialności. Dość mieliśmy zbiorowej odpowiedzialności w okresie okupacji hitlerowskiej. Z poważaniem. Jędrzejczyk. Od pierwszej chwili po przeczytaniu tego "listu" zorientowałem się, że jego autor Jędrzejczyk to podstawiony przez MC i WC b. informator płk. MC, a ten list w rzeczywistości zredagował i napisał na komputerze pozwany W. Cimoszewicz. Ten styl, język biurokratyczno-SB-cko-prawniczy, łacińskie wtręty, "komu i czemu ma służyć" i wiele, wiele innych, jak powtarzany slogan o odpowiedzialności zbiorowej itd., itp., "odiosalna ideologia". Pierwszy lepszy prowincjonalny adwokat zbiłby przed sądem wszystkie zarzuty "świadka" - "autora listu", podobnie jak jego obronę MC i Inf. Wojsk. Twierdzenie, że jednostki specjalne NKWD to Strojbataliony, to dno perfidnego, bolszewickiego kłamstwa. Ale cóż, pozwany doszedł do szczytów władzy i to mój pech - w tym samym czasie gdy toczyłem z nim proces. Był nadzorcą sądów, prokuratury. Bali się adwokaci, sędziny. Ale o tym potem. Na razie zmienił przewodniczącą składu orzekającego - zamiast p. Banasiewicz - w miarę obiektywnie prowadzącą sprawę, postawiono p. Krzywosińską. Piszę list - prośbę do ks. biskupa polowego WP Sławoja Leszka Głodzia, którego znałem b. dobrze z czasów S R-I, jego pobytu na uroczystości koronacji Matki Bożej w Płonce Kościelnej i innych. Proszę o kontakty z wojskowymi - ekspertami od Inf. Wojsk., świadkami itp. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. P. Krzyżanowski robił co mógł dniami i nocami, szukał nadal świadków, sporządzał wypisy z gazet, książek. Poszukiwał ekspertów - grafologów sądowych, którzy by zidentyfikowali list ze słowem "Swołocz". Bez skutku. Wszystkich ogarniał lęk, przerażenie na dźwięk nazwiska-WC. Pan Krzyżanowski wykonał żmudną analizę "listu" Jędrzejczyka - niezależnie od mojej, zrobił wyciąg z "Archipelagu GUŁAG" Sołżenicyna nt. co to były "spec oddziały" NKWD, wyciąg z Zeszytów Historycznych Giedrojcia o "Strojbatach" i inne. Podał mi adres p. Sułka - znawcy tamtych czasów. Napisałem do p. Dr Leona Sułka zam. Lublin ul. Unicka 7/22 dwa listy z prośbą o informacje, min.: Co to były Strojbataliony, kto w nich służył, a czym były jednostki specjalne i kogo - jakich ludzi do nich brano? Jakie roczniki, kto mógł kończyć szkoły radiotechniczne itp., Pan Sułek odpowiedział mi dość obszernie w dwóch listach z 30-VI-1994r. 18-VII-1994 r. Oto fragmenty:. . "wykazujący się rodowodem komunistycznym (członek KPP, lub przybudówek komunistycznych młodzieżowych, mógł ochotniczo zaciągnąć się do Armii Czerwonej..... Z chwilą wybuchu wojny wszyscy "Zapadnicy" (tzn. z terenów polskich, politycznie niepewni zostali wtrąceni do Strojbatów"..... to były obozy ciężkiej pracy, często łagry za drutami, w których ludzie masowo tracili życie, często 50% stanu Strojbatu..... nie stosowano do nich nazwy "jednostki specjalne". P. Sułek dziwi się też w swym liście - "czemuż to któraś ze stron procesu nie zwróci się do władz Rosji o przebieg służby MC. Naiwny. Ale co mi może zaszkodzić? Postanawiam napisać do Ambasady Rosji:
PROŚBA. Zwracam się z uprzejmą prośbą o przesłanie na mój adres informacji o przebiegu służby wojskowej w Armii Czerwonej w latach 1939-1945 obywatela polskiego Mariana Mikołaja Cimoszewicza s. Wincentego i Anastazji ur. 7-XII-1917 r. w Ulianowsku (ZSRR) zam. w 1939 r. we wsi Endrychowce powiat Woł-kowysk.

Szczególnie proszę o podanie informacji następujących:
1. Czy w/w Marian Cimoszewicz na początku 1940 r. pracował w Parowozowni Białystok, gdzie komisarzem władzy radzieckiej był Kuprianow.
2. W jaki sposób MC we wrześniu 1940 r. był powołany do Armii Czerwonej: czy jako ochotnik, czy wcielony siłą, jakie kursy ukończył, w jakich jednostkach i w jakim stopniu.
3. Co znaczyło określenie - nazwa - "Jednostka Specjalna" w Armii Czerwonej i jakie były cele i zadania tych jednostek. Będę szczerze wdzięczny i z góry dziękuję Waszej Ambasadzie za przekazanie mi tych wiadomości. Z poważaniem Jan Besz-ta-Borowski.

Nie otrzymałem dotychczas najmniejszej wzmianki o dotarciu mojej prośby, ani żadnej odpowiedzi. Nie miałem oczywiście złudzeń, że cokolwiek otrzymam. Na początku grudnia 1994 r. dowiedziałem się w ścisłej tajemnicy od Józefa Mozo-lewskiego, (który zastrzegł aby nie podawać iż od niego pochodzi ta wiadomość), że w Kalinówce Kościelnej 4 grudnia na imieninach żony WC - Basi był jubel sa-mej czołówki czerwonych. Napisałem list w tej sprawie do Gazety Polskiej, cytuję:

4 grudnia na "jubel" w Kalinówce k. Białegostoku do Cimoszewicza przybyli: Oleksy, Kwaśniewski, Miller i Jaruzelski. Nie była to jak widać wizyta "służbowa" choćby i nie zapowiedziana. Pal ich diabli - chciałoby się powiedzieć, obchodzi mnie to tyle co zeszłoroczny śnieg: ale przybyli luksusowymi limuzynami kupionymi za pieniądze podatników, chronili ich "borowcy" opłacani przez podatników i dzieje się to w czasie, gdy akurat jeden z ministrów rządu USA musiał zrezygnować ze stanowiska, po ujawnieniu przez prasę, iż wyjechał on służbowym samolotem w sprawie prywatnej. W najbogatszym kraju świata! To jeden aspekt sprawy - materialny i moralny. Jest drugi - otóż kiedy wielokrotnie zbieraliśmy się w stanie wojennym, i nie tylko, w swych mieszkaniach, aby ratować ducha narodu przed systemem zła, to z nakazu min. w/w uczestników balu w Kalinówce byliśmy aresztowani, więzieni i rekwirowano nam najzupełniej własne i najczęściej nieluksusowe samochody. Dalej - balowali tam pod ochroną opłacaną z podatku min. ich ofiar, wysocy funkcjonariusze organizacji, których odpowiedniki w Czechach uznano za zbrodnicze i przestępcze, w tym główny organizator stanu wojennego, zbrodnie którego nadal czekają na osądzenie i rozliczenie. Nie mówiąc już o gospodarzu tego "jublu", znanym z zawartości archiwów Macierewicza i Informacji Wojskowej. Po tym "konspiracyjnym" (prasa jakoś tego nie zauważyła) spotkaniu b. właścicieli PRL i obecnych PRL-bis, Cimoszewicz w wywiadzie dla miejscowego "Kuriera Podlaskiego" z 18-XII tonem, co najmniej gubernatora kolonii, nie wyklucza zmian we władzach wojewódzkich, prokuraturze, oto bowiem do jego centrali wpłynęła skarga (na razie jedna) na szefa Prokuratury Apelacyjnej Lecha Lebensztajna - badamy ją - mówi, i zobaczymy. Akurat znam autora i jego skargę z lat gdy byłem posłem i nasuwa się na myśl nieodparte porównanie tej skargi do komunikatu Agencji TASS, o znalezieniu składu broni w Czechosłowacji w r. 1968, i do skargi - zaproszenia wysłanej przez Husaka do Moskwy i o kilkanaście lat wcześniejszego podobnego zaproszenia wysłanego na ten sam adres przez Kadara. Podobnych skarg jak ta pierwsza, na adres Cimoszewicza spodziewam się więcej zważywszy, iż p. Lebensztajn był naszym - NSZZ Solidarność R-I Białystok - doradcą w 1981 r. i bezinteresownie udzielał porad rolnikom w naszym związku; był pełnomocnikiem Kurii Biskupiej w Białymstoku i rodziny ks. Stanisława Suchowolca w sprawie jego "tajemniczej śmierci w 1989 r. Był też moim obrońcą po aresztowaniu mnie w 1985 r. przez SB, której głównym nadzorcą był uczestnik balu u Cimoszewicza. List ten był opublikowany w GP 6-I-1994 r. Jan B. Borowski.

Następna, III rozprawa odbyła się 27-V-1994 r. Zeznawał świadek Piotr Walenczak lat 77..... Pracowałem w WAT..... W maju-czerwcu zostałem wezwany przez szefa Informacji M. Cimoszewicza..... pytał o czasy okupacji, czy należałem do AK, jaką pełniłem funkcję, stopień wojskowy. Odpowiedziałem, że należałem, byłem instruktorem szkolenia jako porucznik... Cimoszewicz czytał mi kodeks karny, że mogę dostać karę śmierci..... przesłuchanie trwało około 9 godzin..... MC podczas przesłuchania bawił się pistoletem, w otwartej szufladzie, zostawiał pistolet, wychodził..... był to trick psychologiczny żeby zrobić na mnie wrażenie..... MC wyzwał mnie od wrogów ustroju, wrogów klasy robotniczej i Polski Ludowej, zameldował o sprawie Komendantowi gen. Leoszeni. Ten do Oficerskiego Sądu Honorowego, który wydał wyrok: degradacja do szeregowca, ostra nagana i wyrzucenie z wojska. Komendant Leoszenia zapoznał się z tym wyrokiem i wezwał personalnego, żeby napisał dobrą opinię o mnie. Z tym materiałem udał się do marszałka Rokossowskiego, żeby mnie nie degradować i pozostawić w dalszym ciągu w pracy. Marszałek powiedział że ukarać musimy, ukarał mnie wstrzymaniem kolejnego awansu na 4 lata... Być może podpadłem szefowi Informacji, zadzwonił do mnie żebym wypłacił pobory oficerom wyjeżdżającym w teren. Odmówiłem, gdyż było to niezgodne z przepisami, wtedy zaczęto wypytywać znajomych o mnie..... nie miałoby to miejsca gdybym był uległy. Polecenia nie mógł mi dawać. W tym miejscu adw. Orłowska zadała świadkowi pytanie: Czy świadek słyszał o przesłuchaniach innych kolegów i o metodach jakie w nich stosował MC. Pełnomocnik MC zaprotestował; jego zdaniem, takie pytanie zawiera sugestię, że w metodach MC było coś szczególnego. Przewodnicząca uchyliła pytanie jako zbyt sugestywne. Adw. Orłowska zadała inne pytanie: Jaka była atmosfera w WAT. Czy była przyjemna, czy napięta, świadek: Atmosfera była nieprzyjemna, to że przesłuchiwano mnie 9 godzin świadczy o tym; to było psychiczne maltretowanie... Przypominam sobie teraz, że p. Cimoszewicz bawił się bronią... nie było mojej żadnej winy, byłem dobrym Polakiem. MC straszył mnie i wyzywał, a Leoszenia wybronił. Na pytanie adw. Sandomierskiego - jak to się stało, że po tym wszystkim pozostawiono świadka na stanowisku Szefa Wydziału Finansów - świadek odpowiedział, że wybronił go gen. Leoszenia; świadek stwierdził też, że czuje się tu oskarżonym a nie świadkiem. Pełnomocnik Orłowska zadaje świadkowi pytanie - co świadek słyszał od innych osób na temat działalności Wydz. Inf. WAT. Pełnomocnik pozwanego protestuje przeciwko pytaniu. Przewodnicząca uchyla pytanie, gdyż zeznania świadka mają dotyczyć jego własnych spostrzeżeń. Świadek: sądzę że w kodeksie nie ma określeń "zdrajca narodu", "zdrajca klasy robotniczej" i że są to tylko określenia MC..... pozostanie w WAT zawdzięczam gen. Leoszeni i marszałkowi Rokossowskiemu. Koniec rozprawy. W sierpniu 1994 r. p. Krzyżanowski podał mi informację aby porozmawiać z jeszcze jednym świadkiem. Udałem się do W-wy: Rozmowa z p. Józefem Sienkiewiczem emer. płk. b. prac. WAT zam. W-wa Boernerewo ul. Arciszewskiego 11, przeprowadzona przez Jana Besztę-Borowskiego na magnetofon. 30-VIII-94 r. godz. 14. 45 B - Borowski, S - Sienkiewicz.

B - Czy zna Pan Józefa Jędrzejczyka.
S - Tak znam od 1944 r. w wojsku on był na uzbrojeniu lotniczym, a ja byłem na osprzęcie lotniczym.
B. - Czy był prześladowany przez Inf. Wojsk.
S. - Chyba był bo takie wieści chodziły, w czasie okupacji był w BCH. Był usunię-ty z wojska w 52 czy 53 r., dostał jakieś zadanie do wykonania, wcześniej robiono rewizję i znaleziono masę różnego sprzętu wojskowego w jego mieszkaniu. On miał tendencję do zbierania tych wszystkich części, broni, bo w 45 był na urlopie, chyba na Śląsku to przywiózł tutaj miny przeciwczołgowe i dwie walizy różnego sprzętu. Witos go nazywali, bo on był taki mędrzec chłopski.
B. - Jakie były przyczyny zwolnienia z wojska.
S. - Ja panu powiem, na tym tle może być coś, on te miny eksplodował na tym pla-cu, nie było jeszcze lotniska i bardzo denerwował się jak mu tam zaglądali pod łóżko do tych waliz, tam było pełno wszystkiego. Co on z tym robił ja nie wiem. Lubił takie rzeczy.
B. - Czy był sądzony.
S. - Nie wiem, do mnie nie dotarło, robiono rewizję w domu w WAT i znaleziono masę różnego sprzętu wojskowego, chyba poniemieckie pod łóżkami.
B. - Czy był coś na zdrowiu słaby.
S. - Był zdrowy. Chłop jak dąb. Z Parczewa czy gdzieś z Podlasia.
B. - Czy miał jakieś kłopoty z żoną.
S. - Miał, tak. Pierwszą żonę to on łupił, potem drugą żonę wziął, poszedł na studia.
B. - Czy jego wzywała Inf. Wojsk.
S. - Mogło tak być, bo wzywali wieczorem, ja też tam byłem przesłuchiwany przez ludzi Cimoszewicza. Ja byłem w 1941 w batalionie roboczym-strojbataliony - u Rosjan i nas rozbili Niemcy k. Słonimia-Białostockie, o tym napisałem w życiorysie w 1951 i gdy byłem na kursie inżynierskim to powiedzieli:... "ty nie będziesz zdawał dyplomu". Poszedłem do gen. Leoszeni, bo znałem jego rodzinę-matkę i rodzeństwo sprzed wojny, ze Słonimia, pytał, co jak było i pojechał do Sztabu Generalnego, którym był generał Popławski a po powrocie powiedział mi:... "ty już nie będziesz miał kłopotów". To było chyba w 1955 r. Informacja już upadała. To był niezły człowiek.
B. - Co p. powie o Cimoszewiczu.
S. - To był człowiek pyszałek, chodził zawsze sam. oficjalnie był podwł. dowódcy jednostki, ale chcąc wyrazić swoją niezależność chodził sam..... razu pewnego ja poszedłem do Kmdt Leoszeni i tam był, poszedł MC. Po pewnej chwili Cimosze-wicz od niego wychodzi i za nim kałamarze lecą, Leoszenia się zdenerwował i ka-łamarzami w niego rzucał. Płk. Maciesza był tego świadkiem, mówił mi że moje nazwisko też tam padało. On chciał mnie zgarnąć ale Leoszenia mnie obronił... mieszkałem na Bemowie i pewnego razu przychodzi, puka do drzwi, ja otwieram, patrzę - MC, cholera ten zbój, bo my zbójem go nazywali. On mówi: niech się pan nie boi, nie do pana, ja do Barana-asystenta fizyki. Przyszedł do niego w sprawie pomocy w opanowaniu fizyki. Gen. Leoszenia wielu wybronił przed Cimoszewi-czem - Swiniarski, Kącki, już nie żyją.
B. - W 1940 r. MC wstąpił do wojska - Armii Czerwonej, jak p. to tłumaczy.
S. - Brali do wojska Rosjan, albo tych którzy z nimi współpracowali, na siłę nie brali, on albo Rosjanin, albo współpracował z Armią Radziecką. Ja wie pan nie znam innych przypadków.
B. - Co to były Jednostki specjalne, czy to strojbataliony.
S. - Specoddziały to były NKWD. W batalionach roboczych nie używano takiej nazwy, w tych koszarach też były po wojnie specoddziały radzieckie.
B. - Czy Jędrzejczyk był więziony.
S. - Przez kilka miesięcy to chyba nie. Jeżeli był to dzień, dwa, to byłoby słychać, ten styl z tego listu (do GP) to jest bardzo kwiecisty... Jędrzejczyk łacińskich słów nie stosował... poszedł później na Politechnikę i myśmy się bardzo dziwili dlacze-go jego tam przyjęli, dlaczego nie wywalają, on skończył studia trzyletnie, on był taki no wie pan rozchwiany, niepewny psychicznie. A odnośnie Cimoszewicza to jeśli on poszedł do ich wojska w 40 r. to wytłumaczę to tym, że był agentem służb specjalnych, bolszewickich, szpiclem, coś w tym rodzaju, no. Ja to ze swoich prze-żyć wnioskuję.
B. - Musiał być chyba zaufanym człowiekiem aby kończyć szkołę radiotechniczną.
S. - Nie. Ja nie uważam że tak było, ja znam ruskich, to były rzadkie szkoły, bar-dzo rzadkie... musiał być agentem skoro w wojsku był i zmieniał swoje służby - artyleria, radio, Jednostka specjalna, wywiad - SMIERSZ..... pierwszego lepszego z brzegu nie brali do służb spec.
B. - Pan zauważył, że list Jędrzejczyka zmierza do tego aby przedstawić jedn. spec jako strojbataliony. Jak p. to oceni.
S. - Kłamstwo, ja we wszystkich batalionach roboczych nie byłem, ale nigdy mi się o uszy nie obiło, aby ktoś powiedział na batalion roboczy, że to jest jedn. spec. Nigdy, nigdy tego przypadku nie było.
B. - Wróćmy do Jędrzejczyka, jeśli miał on 50% zdrowia utracone i poszedł na studia, więc jak to.
S. - Nieprawda, chyba zmyśla, albo co. Dlaczego utracił zdrowie. Kto mu zabrał zdrowie.
B. - On mówi że Informacja, przez bicie, maltretowanie.
S. - Proszę pana, on chce powiedzieć że on chociaż bity, on wiarygodny.
B. - Dlaczego MC w 1939 r., kiedy Polska i Naród krwawi od dwóch okupantów i on nie wzięty do służby czynnej gdy miał 22 lata. Jaka mogła być przyczyna.
S. - Jeśli nie był chory to musiał z nimi współpracować.
B. - Dziękuję za rozmowę.

Był to człowiek ciężko schorowany i nie mógł stawać przed sądem jako świadek. Tę rozmowę, jak i poprzednio zdobyte materiały, nazwiska i adresy kolejno zgła-szających się świadków kserowałem w trzech egzemplarzach i przekazywałem - 2 egz. do Sądu, i jeden dla adwokata. Były to min. poza już tu wymienionymi: Fragment z "Archipelagu GUŁAG" dotyczący. Specoddziałów NKWD. Fragment Zeszytów Historycznych Paryskiej Kultury - opracowanie dr Sułka dotyczące "Strojbatów", przypisy z książki Marata i Snopkiewicza "Zbrodnia" i wiele innych, jak dokumenty kpt. Słowika. Po wielodniowym analizowaniu "listu" Jędrzejczyka i porównaniu jego treści z zeznaniami świadków i wszystkimi dostępnymi materia-łami, przygotowałem na piśmie 58 pytań do "świadka" Jędrzejczyka. Byłem prze-konany, że gdyby sąd pozwolił mi zadać świadkowi z tych 58 tylko połowę, to świadek Jędrzejczyk musiałby zostać oskarżony za fałszywe zeznanie. Pytanie te przekazałem adw. p. Orłowskiej. W międzyczasie napisałem dwa listy do Prezesa Sądu Najwyższego Adama Strzembosza, w sprawie przedłużania procesu i nie-obiektywnego jego prowadzenia, pierwszy z dnia 10-XII-1993 r., drugi z 30-V-1994 r. Jak wiem, na żądanie Sądu Najwyższego akta mojej sprawy były przekaza-ne tam do wglądu. Napisałem też skargę do Sądu Woj. w W-wie z 15-V-94 r. za przedłużanie rozprawy.
Napisałem - 2 obszerne listy do ówczesnego Szefa Urzędu Rady Ministrów Rokity, w sprawie udostępniania budynków rządowych Włodzimierzowi Cimoszewiczowi. Odpowiedzi Rokity były tyleż aroganckie co pomijające meritum sprawy. 1-X-1993 napisałem list do Ryszarda Bugaja, który zaprosił na zjazd swojej partii - Unii Pracy jako gościa-WC i powiedział że: "widzi w swojej partii niektórych ludzi o czystych rękach i życiorysach z SLD, skupionych wokół Cimoszewicza". 21-I-1993 r. napisałem obszerny list do Dariusza Baliszewskiego prowadzącego program w TVP pt. "Rewizja Nadzwyczajna" z prośbą o udostępnienie mi prezentowanej na ekranie pewnej książki z nazwiskami katów PRL i opisem ich czynów, oraz o podanie mi nazwiska osoby eksperta od spraw Inf. Wojsk. Do tego listu załączyłem kopie materiałów o MC. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Oni wszyscy z lubością występowali na ekranie, byle by nie narazić się tym, którzy w tym czasie byli u władzy. Podobnie p. Krzyżanowski pisał do p. Kunerta w tej sprawie, bez skutku. Następna, kolejna i ostatnia rozprawa odbyła się 7-X-1994 r. Pozwany jak zwykle nie pojawił się. Stawili się świadkowie Downar i Jędrzejczyk. Przewodnicząca wezwała strony do ugody, podobnie jak za każdym poprzednim razem. Pełnomocnicy stron nie wyrażają zgody. Sala rozpraw maleńka, chyba najmniejsza z dotychczasowych. Nawet część dziennikarzy musi stać - miejsc siedzących tylko kilkanaście. Nie wolno filmować ani robić zdjęć. Adwokat Sandomierski od WC wnosi o oddalenie wniosku o przesłuchanie św. Downara. Sąd dopuszcza.
Czesław Downar lat 68, wyższe - mgr inż. Obcy dla pozwanego, nie karany za fał-szywe zeznania, zwolniony z przyrzeczenia zeznaje:..... byłem prac. WAT w stop-niu majora... Byłem "prześwietlany" przez MC związku z wydaną książką: "Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy"..... M. Cimoszewicz stwierdził, że mój ojciec jest członkiem grupy przemytniczej zorganizowanej przez Sergiusza Piaseckiego na granicy polsko-radzieckiej w latach 20-tych. Ja ze stanowiska zostałem zdję-ty..... od matki wiedziałem, że przemyt wtedy uprawiali wszyscy, że mój ojciec nie należał do grupy S. Piaseckiego... w książce nie występował żaden Downar..... a ja w 1939 r. miałem 13 lat. Od IV. 1940 r. byłem wywieziony z rodziną do Kazach-stanu (z matką i rodzeństwem). Ojciec mój w 1939 r. był aresztowany przez NKWD... nie mogę stwierdzić, że mjr Cimoszewicz przykładał mi pistolet do gło-wy, ale pistolet leżał na stole, były pogróżki MC w stosunku do mnie..... od czasu do czasu brał pistolet do ręki...
Świadek Kazimierz Jędrzejczyk lat 68, wyższe techniczne, obcy dla pozwanego, zwolniony od przyrzeczenia zeznaje: W WAT pracowałem od 1951 do 53 r. na stanowisku starszego technika, w stopniu porucznika. Po raz pierwszy zetknąłem się z MC w latach 1946-47... mówi o amunicji, zagubieniu, jaki dobry był mjr Cimoszewicz, nie używał wulgarnych słów, był dociekliwy... to byłoby wszystko co chcę powiedzieć o p. Cimoszewiczu... byłem aresztowany za posiadanie amunicji w moim mieszkaniu. Przypuszczam, że poszukiwano książki "Lenin" Ossendowskiego która krążyła po WAT..... nieprawdą jest, że MC wybudował celę 2x1m w której przebywał Słowik; płk Cimoszewicz stworzył znośne warunki aresztowanym. Przebywałem razem ze Słowikiem..... napisałem do "Gazety Polskiej"... Nigdy w mojej obecności płk. Cimoszewicz nie zabawiał się pistoletem i nie zastraszał mnie, i nigdy nie słyszałem tego od innych kolegów - łącznie z kpt. Słowikiem z którym dużo rozmawiałem, gdyż mieliśmy dużo czasu. W tym miejscu świadek skorzystał z pomocy pisma - listu, złożonego przez pełnomocnika pozwanego do akt sprawy, który świadek napisał do GP - do red. Wierzbickiego. W artykule było powiedziane, że mjr. MC był w oddziałach specjalnych. Co to były oddziały specjalne wyłożył nam z-ca dowódcy wojsk lotniczych płk Kracher. Oddziały specjalne były przeznaczone do robót, do kopania bunkrów. W 1945 r. spotkałem się z dyr. kopalni. Oddziały specjalne w okolicach Leningradu nie dostawały w ogóle jedzenia, wyrąbywały lód, nie było żywności, tak wyglądały oddziały specjalne, w których był płk Cimoszewicz. Do Armii Radzieckiej brano wszystkich zdolnych do służby mężczyzn, nie ma w tym względzie ani zasług, ani winy mjr MC. Kapitan Słowik został aresztowany na skutek donosu..... zaznaczam że cały WAT roił się od szpiclów. Ok. 3 miesiące siedziałem w jednej celi z kpt. Słowikiem... nigdy kpt. Słowik nie mówił do mnie źle o mjr MC. Nigdy w stosunku do mnie mjr Cimoszewicz nie używał przemocy, nie lżył mnie, zwracał się do mnie per-poruczniku. Doznałem przykrości od Inf. Wojsk....... Po Cimoszewiczu nastał inny ppor. który nas bardzo gnębił. Przewodnicząca okazuje świadkowi list do Gazety Polskiej z 14-XI-1993 r. i świadek potwierdza, że jest to jego podpis pod tym listem..... w okresie 1. 5-2-lat byłem w pokojach przesłuchań Inf. WAT 6-7 razy i nie widziałem tam żadnych plam na ścianach..... Jeżeli zarzuca mi się kłamstwo - to proszę o konfrontację z p. Słowikiem. W tym miejscu pełnomocnik powoda adw. Orłowska opuszcza salę ze względu na inną rozprawę - w tym samym czasie. Powód wyraża na to zgodę. Świadek zeznaje:..... Siedziałem ze Słowikiem. Areszt mieścił się pod Wydz. Inf. Pytanie powoda (moje): "W jakim stanie była żona Słowika". Przeciwko pytaniu oponuje pełnomocnik pozwanego. Przewodnicząca uchyla pytanie jako nie mające związku ze sprawą. Świadek odpowiadając na pytanie powoda potwierdza ponownie, że to on napisał list do GP. Powód (ja) usiłując podważyć powyższe oświadczenie świadka, domaga się przetłumaczenia użytych w nim zwrotów łacińskich. Świadek prosi o zwolnienie go przez Sąd z obowiązku dokształcania powoda. Przewodnicząca uchyla pytanie jako nieistotne. Następne dwa pytania powoda do świadka również uchyla Przewodnicząca. Powód zadaje następne pytania. Odpowiedź świadka..... w celi był były dwie prycze, siedział ze Słowikiem... Od 47 do 53 r. mogłem być w każdej chwili wzywany przez Informację, dlatego użyłem sformułowania, że byłem okrutnie męczony. Cimoszewicz nie był całą Informacją, ale było szereg innych oficerów, którzy przesłuchując wzbudzali strach..... byli inni, którzy kazali mnie aresztować..... Wskutek działania Informacji straciłem zdrowie, ale nie było w tym ani jednego elementu płk Cimoszewicza. Powód pyta świadka jak to się stało, że stracił 50% zdrowia a dostał się na uczelnię. Pełnomocnik pozwanego wnosi o uchylenie pytania. Przewodnicząca uchyla pytanie jako zbyteczne. Powód pyta świadka: "Czy świadek był szpiclem Informacji". Pełnomocnik poz. wnosi o uchylenie pytania i zwrócenie uwagi, że narusza tym dobra osobiste świadka. Przewodnicząca uchyla pytanie, upomina powoda, że obraził świadka, nadużył głosu i odbiera powodowi głos. Sąd postanowił ograniczyć dowód z przesłuchania stron, do przesłuchania strony powodowej. Pełnomocnik powoda wnosi o odroczenie rozprawy z uwagi na kolizję terminów. Pełnomocnik poz. oponuje i wnosi o przesłuchanie powoda w dniu dzisiejszym. Sąd postanowił przesłuchać stronę powodową.
Powód - Jan Beszta-Borowski lat 58 wykszt. techn. mech rol., rencista, uprzedzony z art. 304 Kpc wyjaśnia: nigdy nie znałem osobiście ojca pozwanego..... byłem przew. Związku rol. Solidarność przed stanem woj. i podczas stanu woj. czynnie działałem..... w czasie wyborów w 1989 r. otrzymywałem informacje od różnych ludzi, iż jest nieprawdą że ojciec WC pochodzi z patriotycznej rodziny, że on męczył patriotów polskich..... czytałem nawet o tym w prasie. Pewnego razu zadzwoniłem do Sztabu Wyborczego Cimoszewicza - kandydował na prezydenta. Wcześniej pozwany opowiadał w TV - skąd pochodzi, pokazany był cmentarz katolicki itp..... zapytałem w tym sztabie czy ja mogę na pozwanego głosować. Powiedziałem, że jestem z Bielska Podlaskiego popieram lewicę, a w TV przedstawiono że mój kandydat jest jakoby katolikiem. Odpowiedziano, iż nieprawdą jest że stąd pochodzi, że ojciec był wysokim funkcjonariuszem w Wojsku, pochodzi z Wołkowyska. Nr tel. sztabu był podany publicznie w gazecie. W tym miejscu pełnomocnik Orłowska ponownie opuszcza salę, udając się na inną rozprawę..... Powód dalej wyjaśnia..... w tym widzę sprzeczność, bo byłem przekonany że pozwany nie pochodzi z patriotycznej tradycji Wojska Polskiego, a przeciwnie..... Ja zgłosiłem w 1991 r. kilka pytań, czy jest prawdą, że w obecnym Sejmie jest około 30 konfidentów bezpieki, o czym mówił b. minister MSW Szlachcic; odpowiedzi nie uzyskałem... w czasie omawiania Raportu Rokity o zbrodniach MSW, zgłosiliśmy projekt uchwały o uznaniu za przestępcze i zbrodnicze UB, Inf. Wojskowej i SB. Otrzymałem kilka telefonów, a po artykule w Tyg. S na temat Cimoszewicza przyszło do mnie kilka osób oburzonych, iż kandydat na prezydenta pochodził z takiej rodziny, i nikt o tym nie wie. Na temat działalności ojca pozwanego dowiedziałem się z Centralnego Archiwum Wojskowego WAT pod koniec 1991 r. Otrzymałem na to zgodę ministra. Potwierdzam, że są to akta dołączone do akt sprawy. Już po moim wystąpieniu sejmowym zwróciłem się do MON o udostępnienie tych materiałów, w jednym z telefonów, ale nie znam nazwiska, powiedziano mi, że pozwany jest tajnym współpracownikiem służb specjalnych..... chciałem Narodowi publicznie przedstawić prawdę o ojcu pozwanego, że Polacy nie znają przeszłości i pochodzenia kandydatów na prezydenta. Sam opracowałem wystąpienie sejmowe. W 1989 r. ja, jak i pozwany kandydowaliśmy z tego samego okręgu wyborczego. Do opracowania mojej wypowiedzi sejmowej dysponowałem notatką z tyg. S - była to podpisana notatka przez osobę pracującą w WAT - płk Kossowski - z tą osobą porozumiałem się po miesiącu od mojej wypowiedzi w Sejmie, dysponowałem wypisem z CAW (załączony do akt), oraz wypowiedziami ludzi którzy do mnie telefonowali i byli u mnie przed wystąpieniem w sejmie. Dlatego powiedziałem, że "syn nie odpowiada za czyny ojca" ale "jabłko niedaleko pada od jabłoni", gdyż dla mnie było oczywiste, że wychowany w atmosferze takiej władzy jaką posiadał ojciec - pozwany posiadł tego typu charakter. Nie dopuszczałem możliwości, aby z takiej rodziny pochodził kandydat na prezydenta. Byłem posłem w latach 1989-91. Moja wypowiedź mogła się zbiegnąć z wyborami do Sejmu - była to kwestia przypadku. Dla mnie było pewne, że ojciec pozwanego pracował przez wiele lat w organach zbrodniczej instytucji..... wystarczyło mi, że ojciec pozwanego był szefem Informacji, bo tak stwierdzono w notatce w tygodniku S..... Kossowski moralnie się sprzeciwił, ja dołączyłem do tego sprzeciwu. Koniec przesłuchania.
Pełnomocnik pozwanego adw. Sandomierski wnosi o odroczenie ogłoszenia wyroku, z uwagi na skomplikowany charakter sprawy. Po przerwie cofa swój wniosek i wnosi o ogłoszenie wyroku. Przewodniczący Sądu udziela głosu pełnomocnikom stron. Pełnomocnik powoda popiera pozew, wnosi o zasądzenie kosztów zastępstwa procesowego w kwocie 5 mln zł. Pełnomocnik pozwanego wnosi o oddalenie powództwa. Nie zgłasza zasądzenia kosztów zastępstwa procesowego. Sąd postanowił odroczyć ogłoszenie wyroku na 14-X-1994 r.

WYROK
Sąd Woj. w W-wie Wydz. III Cywilny Przew. Janina Krzywosińska, ławnicy: Maria Bogdanowicz, Andrzej Szeląg. Protokolant Joanna Szankiewicz..... po rozpoznaniu..... Powództwo w całości oddala. Ustala wpis ostateczny 5 mln zł od J. Beszty-Borowskiego. UZASADNIENIE: Powód wniósł o publiczne przeproszenie przez pozwanego, oraz zasądzenia od niego 100 mln zł na rzecz PCK... Pozwany nie kwestionuje swojej wypowiedzi, wnosił o oddalenie powództwa, bowiem to powód swoją publiczną wypowiedzią w Sejmie obraził pozwanego i jego ojca... po tej wypowiedzi pozwany nazwał powoda "załganym łobuzem", zarzucił mu szkalowanie oraz kierowanie się nienawiścią, twierdził, że dla Borowskiego i jego szefów wybawcami byli naziści.. w swoim wystąpieniu sejmowym powód nie powołał się na źródło swoich wiadomości o ojcu pozwanego, jak i podstawę do takich oskarżeń... Jest jednak bezsporne, że ojciec pozwanego nigdy nie był karany za swoją działalność w Inf. Wojsk. WAT... Oskarżenia powoda pod adresem ojca pozwanego nie zostały również potwierdzone przez przesłuchanych przez sąd świadków... pracowali oni w latach stalinowskich na kierowniczych stanowiskach WAT..... Z tych przyczyn byli oni sprawdzani przez Inf. czy nie współpracowali z Niemcami, czy nie byli w organizacjach, czy nie mieli rodzin za granicą..... Należy zwrócić uwagę na następujący fakt, mimo że był to okres stalinowski, wszyscy ci świadkowie pracowali nadal w WAT... pomimo prowadzenia postępowania w stosunku do świadka Walenczaka, pozostał on przez cały czas na stanowisku szefa Wydz. Finansów WAT. Nadmienić należy, że Sąd Honorowy do sprawy Walenczaka został powołany przez Komendanta WAT - Rosjanina Leoszenię a nie przez szefa Wydz. Inf. Podkreślić należy, że świadkowie w części swoich zeznań powtarzali wiadomości zasłyszane od innych osób na temat ojca pozwanego... świadek Downar zeznał, że ojciec pozwanego nie groził mu bronią... żaden świadek nie zeznał, że ojciec pozwanego zachowywał się w sposób brutalny, lub groził pistoletem. Świadek K. Jędrzejczyk pozytywnie wypowiedział się na temat postępowania ojca pozwanego jako szefa Wydz. Inf. WAT. Świadek zeznał, że ojciec pozwanego nigdy nie groził mu bronią, nie naruszał jego godności osobistej, a nawet pomógł mu załatwić sprawę zagubionej przez świadka amunicji, co w innym wypadku mogło narazić świadka na bardzo poważną karę. Sąd zważył co następuje: powód występując w Sejmie z tak poważnymi oskarżeniami pod adresem ojca pozwanego, nie posiadał żadnych dowodów odnośnie postawionych zarzutów. Przeprowadzone przez Sąd postępowanie dowodowe nie potwierdziło oskarżeń, jakie wypowiedział powód w Sejmie..... Oskarżeń tych nie uzasadniała również okoliczność, że ojciec pozwanego został pozbawiony uprawnień kombatanckich..... Z mocy tej ustawy zostali bowiem pozbawieni tych uprawnień wszystkie osoby, które były zatrudnione w Inf. Wojsk., nie oznacza jednak, że ojciec pozwanego dopuścił się czynów o jakie oskarżył go powód w swoim publicznym wystąpieniu. Oceniając, w oparciu o art. 233§1 KPC. zebrane w sprawie dowody, Sąd pominął jako dowód w sprawie: zeznania świadków w części dotyczącej wiadomości zasłyszanych od innych osób, oświadczenia pisemne C. Cymerman, Tadeusza Słowika, St. Ozorowskiego, jako sprzeczne z zasadą bezpośredniości i ustności postępowania cywilnego. Ponadto stwierdzić należy, że pisemne oświadczenia nie korzystają z domniemania ich prawdziwości art. 245§k. p. c. podobnie przedłożone przez powoda: artykuły prasowe, wywiady, fragmenty książek itp... Sąd uznał, że publiczna wypowiedź powoda na forum Sejmu zawierała nie tylko wiadomości nieprawdziwe, ale również zostały one podane w obraźliwej formie dla ojca pozwanego jak i samego pozwanego. Oskarżenia te zostały przez powoda sformułowane w napastliwej formie, przy użyciu drastycznych opisów i obraźliwych porównań. Powód zatem swoją wypowiedzią jako pierwszy naruszył dobro osobiste pozwanego i jego ojca, czym sprowokował wypowiedź pozwanego. Forma publicznej wypowiedzi powoda w Sejmie, przekroczyła granice potrzebne do osiągnięcia społecznego celu krytyki i naruszyła zasady współżycia społecznego. Obraźliwej formy wypowiedzi powoda nie mogą usprawiedliwić intencje na które powołuje się. Mianowicie potrzebę ujawnienia faktów z życia osób zajmujących wysokie stanowiska państwowe. Z podanych wyżej względów, powód nie może skutecznie domagać się przeproszenia przez pozwanego i zasądzenia wskazanej kwoty na rzecz PCK. W tym stanie rzeczy, nie jest uzasadnione udzielenie powodowi ochrony prawnej przewidzianej w art. 24 kc.
REFLEKSJE po rozprawie i wyroku. Czy mogłem oczekiwać innego wyroku? Oczywiście nie, znając metody, przeszłość - służbę obcym, a nie Polsce obu panów Cimoszewiczów. Pełnione - o hańbo!, przez WC najwyższe stanowiska w państwie, w tym ministra sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego pozwalały mu dobierać sędziów, rzucić postrach wśród adwokatów, dobrać świadków byłych szpicli Informacji i byłego sekretarza Komitetu Dzielnicowego PZPR (zdobyłem wiadomość, że św. Jędrzejczyk nim był). Ta atmosfera strachu, wprost paraliżu, panująca na sali rozpraw w czasie tego procesu była bardziej widoczna i przygnębiająca od tej z czasów stalinowskich. Bowiem nawet wówczas starano się zachować choćby jakieś pozory obiektywności i równości stron, zadawania pytań itp. A teraz? Uchylono praktycznie wszystkie moje pytania do św. Jędrzejczyka. Sąd przychylał się uniżenie do każdego wniosku pełnomocnika WC. Mój pełnomocnik dwukrotnie opuszczała salę. Byłem sam, wobec przygotowanej przez WC i jego ludzi zmowy. Perfidne, horrendalne kłamstwa Jędrzejczyka o Słowiku, "Strojbatach" i Jednostkach Specjalnych, zostały przyjęte przez ten sąd za prawdę. Haniebna zdrada Narodu, wierna służba przez płk. MC bolszewikom, potem okupantowi Polski wyzierająca z każdego zapisu przedstawionych sądowi dokumentów i zeznań świadków, nie została zauważona przez sąd. To było dla mnie przerażające - kat niemal bohaterem. W jakiej Polsce jesteśmy. Chyba w tej z października 1939 czy tej z 1953 r. Wielokrotnie pisał mi o tym w kilkudziesięciu listach do mnie Krzyżanowski. Po co tym się zajmujesz? Co syn ma wspólnego z czynami ojca - zadawali pytania Krzyżanowskiemu? kontrą byli pracownicy WAT, wojskowi, "intelektualiści" itp. Musieliśmy zmienić wzajemnie adresy na korespondencje bo listy na mój adres zaczęto przechwytywać na poczcie. WC miał wszędzie swoje jaczejki, w tym w Wojewódzkim Oddziale Poczty w Białymstoku, skąd np. nakazywano wszystkim placówkom terenowym zakupywanie "Gazety tygodniowej", redagowanej i wydawanej przez WC - takiej "Prawdy" w PRL-bis. Jaka siła, moc - nakazywała mnie - schorowanemu, starszemu człowiekowi poświęcić 3 lata życia, cały wysiłek i energię, ok. 70 dni wyjazdów do samej tylko W-wy, pisać setki skarg, wniosków, próśb i listów, wreszcie wydać ze swojej renty ok. 50 mln. zł. Czy po to aby WC mnie przeprosił? Po stokroć nie!
Celem tej pracy, był krzyk rozpaczy - Narodzie patrz: potomkowie zdrajców i zbrodniarzy sięgają bezczelnie po władzę nad Tobą. Same zło, zdrada, służba oku-pantowi, agentura ojca i syna - niezauważone w otoczce perfidnego kłamstwa - triumfuje. I nie przeraża to już niemal nikogo. Jaka to będzie Polska? To był pro-ces w celu poruszenia sumień, u wielu już spaczonych przez prokomunistyczne media, szkoły, uczelnie itp. Kierujący nimi to w dużym stopniu potomkowie ludzi o przeszłości podobnej do płk MC (Rodzina Michnika-Szechtera). Stąd powtarza-ne przez nich brednie o zbiorowej odpowiedzialności, grzebaniu w życiorysach, teczkach itp. A przecież na Zachodzie, w wielu krajach kandydat nawet na poli-cjanta jest sprawdzany czy jego rodzice nie byli zdrajcami. Czy udało się coś z te-go celu osiągnąć? Dziesiątki artykułów w Gazecie Lokalnej, Gazecie Polskiej, początkowo kilka nawet w Wyborczej i w prasie lokalnej, a nawet w "Trybunie", gdzie gen. Rozłubirski zaatakował mnie za ujawnienie przeszłości MC, na co od-powiedział mu red. Jakucki w GP. Kilka artykułów zamieściło też Życie, Gazeta Łapska i inne. W procesie uczestniczyło kilkudziesięciu ludzi z różnych stron kra-ju, np. kilka razy przybywali ludzie z Poznania; było też rozprowadzonych kilka tysięcy materiałów i dokumentów nt. Cimoszewiczów. Wszystko to pozostawiło jakieś ślady w umysłach, sumieniu, w świadomości.

/.../

CZYSTE RĘCE
Jak wiadomo poseł Włodzimierz Cimoszewicz przewodził komi-sji sejmowej badającej tzw. aferę alkoholową. W tym samym czasie jego małżonka założyła spółkę handlu hurtowego alkoholem. (Gazeta Współczesna z czerwca 1991 r. "Kto ma posła w rodzinie" z 13-15-III-1992 r.).
Po TV programie "Puls Dnia" napisałem list w tej sprawie do TV cyt. 26-X-1994 r. Wicepremier, minister sprawiedliwości i Prokurator Generalny w jednej osobie - W. Cimoszewicz przedstawił w sejmie "finał" akcji tzw. "czyste ręce". W tym sa-mym dniu wieczorem w TVP1 w programie "Puls dnia" na końcowe pytanie re-daktora: Czy minister sprawiedliwości może o sobie powiedzieć, że ma czyste ręce? Cimoszewicz odpowiedział: "Tak mogę o sobie powiedzieć".

A oto fakty z ostatnich 3-ch lat, opisane min. w lokalnej prasie białostockiej:
1. W 1991 r. w czasie gdy szefem komisji sejmowej do zbadania afery alkoholo-wej był W. Cimoszewicz, jego żona Barbara współzałożyła spółkę Prohan Impex, zajmującą się handlem alkoholu.
2. W czasie prezydenckiej kampanii wyborczej Cimoszewicza w 1990 r. szefem sztabu wyborczego był niejaki Karczewski, były kandydat na senatora z listy PZPR i przewodniczący białostockiego OPZZ. Dziwnym trafem ów pan przed około dwoma laty dokonał poważnych, "seryjnych" nadużyć finansowych na szkodę banków na około 9 mld zł i nawet przebywał przez 1 miesiąc w areszcie, zwolnio-ny jakoby za kaucją - pisała o tym Gazeta w Białymstoku.
3. Dziwnym trafem ów "biznesmen" Karczewski miał powiązania interesów z biz-nesmenem z Narwi - S. M. I tegoż to biznesmena - szefa firmy "Pronar" w Narwi, odwiedził 6 marca br. na "gościnnej kolacji "Minister Sprawiedliwości, Prokurator Generalny, V-ce premier, i jeszcze parę innych funkcji sprawujący - W. Cimosze-wicz. Nie byłoby może w tym fakcie niczego dziwnego, gdyby nie to, że tenże S. M. jest podejrzany o poważne nadużycia gospodarcze, i sprawa jest od dłuższego czasu w Prokuraturze Woj. w Białymstoku, a śledztwo prowadzi także Delegatura UOP w Białymstoku (relacje i artykuły w Gazecie współczesnej - "Tajna wizyta V-ce premiera", "Kolacja z udziałem" i inne artykuły.
4. Przed ostatnimi wyborami do sejmu 19-IX-93 r. z listy SLD, (na której czele stał i kandydatów akceptował W. Cimoszewicz), kandydował niejaki Sergiusz Plewa, o którym białostocka prasa pisała i ostrzegała, iż jest on podejrzany o poważne nad-użycia finansowo-bankowe. Mimo to został posłem. Przed kilku miesiącami ta sa-ma prasa podała, że Prokuratura Rejonowa w Białymstoku zwróciła się o uchylenie immunitetu rzeczonemu posłowi S. P. Nie wspominam tu o takich drob-nostkach jak bal WC w Kalinówce Kościelnej na imieninach żony Barbary z udziałem Millera, Oleksego, Jaruzelskiego itp., pod ochroną BOR-owców za pie-niądze podatnika (pisałem o tym w GP). Ani o moim procesie cywilnym i bezpre-cedensowego fałszu w nim itp.
5. Dziwnym trafem, podobnych odwiedzin jak w pk-cie 3 dokonał Prokurator Ge-neralny u innego biznesmena na południu kraju, również podejrzanego o poważne nadużycia gospodarcze, o czym mówiła red. Jaworowicz w swoim programie "Sprawa dla Reportera" i czemu oczywiście zaprzeczał obecny w TV rzecznik Prok. Gen. Cubała. W związku z powyższym, nasuwa się kilka prostych pytań. a) Jak do w/w faktów ma się akcja "Czyste ręce" i zapewnienie publiczne Min. Sprawiedliwości że "on czyste ręce ma". b) Kiedy dowiemy się jaki jest finał w/w faktów. c) Czy wobec tego akcja "Czyste ręce" nie jest szczytem, a raczej dnem bezgranicznej obłudy i próbą oszukania niezorientowanych obywateli. d) Czy ini-cjator tej obłudnej, cuchnącej na milę hipokryzją akcji, nie powinien podać się do dymisji? Koniec cytatu. Oto klasyczny przykład z "Czerwonych skunksów" - Gau-zy. /.../
DRUGI Fragment z książki
/.../

Poseł Jan Beszta-Borowski:
Panie Marszałku! Panie i Panowie! Omawiany dziś projekt ustawy o Rzeczniku Praw Obywatelskich jest jedną z wielu już dokonanych zmian ustrojowych w naszym kraju, próbą takich zmian. Dotychczas obowiązująca ustawa w wielu artykułach urąga godności naszego narodu, jest zaprzeczeniem jego praw i wolności. Oto rzecznika praw obywatelskich powołał poprzedni Sejm na wniosek PRON. Nie muszę przypominać że był to twór tzw. kierowniczej siły; idąc tym tropem, logiczne jest, że rzecznik praw obywatelskich składał ślubowanie, art. 3 ustawy o RPO następującej treści: "Ślubuję uroczyście dochować wierności Konstytucji PRL i wynikającym z jej postanowień zasadom ustroju socjalistycznego". Nie ma już dziś PRL ani tamtej konstytucji, a i praworządność socjalistyczna nie trzyma nas już w okowach, ale powołany wówczas rzecznik zobowiązany jest nadal wypełniać złożone ślubowanie i dlatego otrzymuje takie oto listy min. z Bielska-Białej i z Rzeszowa. Brak czasu na większość cytatów, ale niektóre są konieczne. Oto pierwszy: "Nasza pani rzecznik, wręcz odwrotnie niż w Szwecji, stworzyła mafię. Z moją przyjaciółką byłam przyjmowana czterokrotnie przez urzędnika tej firmy, który zgłoszone sprawy kierował do tzw. zespołów rzecznika podległych KC PZPR. Ludzie z całej Polski, sponiewierani, zszargani, często o kulach, z zastawkami w sercu mieli nadzieję, że spotkają tu pomocną dłoń, prawdę, sprawiedliwość, a wyrządzone krzywdy będą naprawione. Czekali na swoją kolejkę godzinami, nieraz całą noc o głodzie i chłodzie. Były to tylko złudzenia, gdyż poniewieranie ludzką godnością niczym nie różniło się od urzędów i sądów dotychczasowych". I drugi cytat z drugiego listu: "Precyzyjnie gromadzone materiały i systematyczne obserwacje prowadzone od lat ośmiu wskazywały jednoznacznie, że przy pozorach demokracji system państwa wbrew Konstytucji i prawu był jednym wielkim nadużyciem zorganizowanym przeciw światu pracy. Manipulacje i nadużycia były różne, ale zasada jedna. Świat pracy i ludzie spoza kręgów nomenklatury i koneksji nie mieli, a co gorsza i dzisiaj nie mają do kogo się odwoływać". List pisany, przypominam w końcu kwietnia tego roku. "Na ten stan rzeczy złożyły się trzy zasadnicze elementy, tzn. właściwość ogniw prokuratury i sądownictwa i akceptowanie nadużyć przez rzecznika praw obywatelskich. Pełne rozpoznanie i określenie funkcji społecznych tego ostatniego utrudniały między innymi grand elokwencja, rzekoma uniwersytecka erudycja i inne cechy osobiste pani rzecznik. W pełnym rozumieniu prawa biuro rzecznika praw w ogóle nie istnieje; takie też przynosi skutki. Zostało bowiem powołane z naruszeniem postanowień i ustawy głównej oraz jej przepisów stosowanych w wykładni prawa polskiego". I cytat już ostatni z tego listu: "Cała elokwencja i erudycja z zakresu socjologii i prawa nie zmienia faktu, że szeregowy obywatel w Polsce nie miał i nie ma nadal do kogo się odwoływać, choć pani rzecznik podobnie jak minister Urban twierdziła i twierdzi nadal że jest inaczej. "Człowiek w Polsce ma takie prawa, jak żyd za okupacji". Powyższe zdanie jest najkrótszą oceną sytuacji w Polsce. Warto też wiedzieć, że rzecznik praw obywatelskich jest jedynie atrapą, powołaną na użytek zagranicznej opinii publicznej lub ewentualnych inwestorów. Sprawa jest o tyle poważna, że rzecznik P. O skupia w swoim ręku władzę nie mniejszą niż prokurator generalny. Obejmuje swoją kontrolą administrację, prokuraturę i sądownictwo. I trudno się takiej sytuacji dziwić. Zważywszy, że była to - jak powiedziałem - socjalistyczna praworządność. Dowodzi tego art. 16 obowiązującej ustawy o rzeczniku praw, który mówi: "Sprawy dotyczące obronności państwa, sił zbrojnych PRL oraz bezpieczeństwa państwa rzecznik przekazuje właściwym naczelnym organom administracji państwowej". A rzecznik może w ciągu 30 dni wystąpić w tej sprawie do Komitetu Obrony Kraju. Przypomnijmy tutaj, że Kościół katolicki był i jest ciałem pozakonstytucyjnym. A teraz refleksja osobista - teraz rozumiem dlaczego mój syn pod groźbą aresztu został zabrany do służby wojskowej w tym samym dniu, w którym opuścił szpital po operacji wrzodu żołądka, i poddany został zwykłej musztrze w odwet za moją działalność antysocjalistyczną. Chciano go wykończyć za winy ojca i nic tu nie pomógł rzecznik praw obywatelskich. Albowiem w systemie zła powoływano instytucje-atrapy, w celu przekonania naiwnych w demokracjach zachodnich, że w socjalizmie lud ma rzecznika swoich praw. Oto dzisiaj dowiedziałem się, że pani rzecznik wystąpiła do Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich o ukaranie mnie za znieważenie rzecznika. A więc historia się powtarza. Kiedy byłem w 1986 r. w więzieniu, jednym z 6-ciu artykułów, na podstawie których mnie oskarżono, był artykuł mówiący o obrazie i znieważeniu naczelnych organów władzy państwowej, ponieważ oskarżyłem wprost SB o zamordowanie kilkudziesięciu ludzi, w tym księdza Popiełuszki. Nadszedł czas, że dziś właściwych organizatorów mordów i zbrodni pociąga się do odpowiedzialności, na razie tylko, niestety, ze średniego szczebla, na "górę" jeszcze jakoby nie przyszedł czas. Rzecznik praw obywatelskich ostatnio się uaktywnił, wystąpił z zarzutem, iż religia wróciła do szkół nieformalnie oraz w obronie funkcjonariuszy SB. Szkoda tylko, że nie zauważyła pani rzecznik, iż nasze dzieci na siłę indoktrynowano religią nam rzeczywiście narzuconą - leninizmem i ateizmem, wtłaczano w ich głowy kłamstwa w szkołach i jeszcze się to czyni - wystarczy przejrzeć podręczniki szkolne do historii. I my, naród, nie mieliśmy prawa temu przeciwdziałać. Pani rzecznik praw obywatelskich wszem i wobec głosi, że broni praworządności i sprawiedliwości. Dlaczego wobec tego nie wystąpiła o naprawę krzywd Sybirakom czy męczonym przez SB, nie mających uprawnień kombatanckich, podczas gdy z takich uprawnień korzystają ich oprawcy. Podobnych spraw jest więcej. Chcę zaznaczyć że moje wystąpienie nie jest żadnym osobistym atakiem na panią rzecznik, jako osobę. Chodzi mi jedynie o ukazanie, że rzecznik był powołany w czasach innych - niemal przedhistorycznych, miał służyć systemowi jako atrapa, nie zaś zajmować się prawami zwykłego człowieka. Dlatego proponowany projekt nowej ustawy o rzeczniku praw obywatelskich, uniezależni go od władz lokalnych i organów administracji centralnej. Jest to konieczne tym bardziej teraz, gdy ludzie podnieśli się z kolan, i będą domagać się naprawy zadawnionych krzywd. Niezbędna jest też przewidywana w projekcie nowej ustawy o rzeczniku, możliwość zmiany rzecznika na wniosek 15 posłów (Oklaski).
Po moim wystąpieniu zaatakowało mnie kilku posłów, min. Andrzej Bondarewski mówiąc z trybuny "tyle zarzutów przeciw pani prof. Łętowskiej, muszę powie-dzieć, że dla mnie byłoby trudne nawet do wymyślenia, bo ta osoba nie wymaga po prostu obrony..... Że także pan poseł Beszta-Borowski....... ślubował przestrzegać porządku prawnego PRL". Poseł PZPR - Marian Żenkiewicz:........ składam for-malny wniosek, aby Komisja Regulaminowa i Spraw Poselskich przeanalizowała treść wystąpienia p. posła Beszty-Borowskiego..... i aby wyciągnęła odpowiednie wnioski.
Poseł (Marszałek) Olga Krzyżanowska:..... wątek ostatni, poruszony przez mego przedmówcę, pana posła Besztę-Borowskiego, według mnie nie mieści się nie tyl-ko w dobrych obyczajach, ale i tematyce....... przychylam się do wniosku o odda-lenie tej ustawy. Poseł Aleksander Małachowski wygłosił pean na cześć pani rzecznik, przyznając wprawdzie pokrętnie że jest w starej ustawie wiele zapisów nieaktualnych..... polski rzecznik dobrze wywiązywał się ze swoich obowiązków i ma wiele zasług..... Usłyszeliśmy bardzo piękny i rozumny wykład pani profesor na temat błędów, jakie sami popełniamy....... ustawa ta jest ustawą o likwidacji rzecznika....... popieram wniosek o oddalenie tej ustawy..... Jako człowiek chcę pani profesor Łętowskiej powiedzieć - przepraszam. Poseł Walerian Pańko rów-nież sprzeciwił się nowemu projektowi ustawy o RPO. Podobnie poseł Dys-Kulerski Wiktor pochwalił p. Łętowską i sprzeciwił się nowemu projektowi usta-wy. W głosowaniu nasz projekt upadł - za nim było 28 posłów, przeciw 205, 15 wstrzymało się. Zbliżały się wybory prezydenckie w 1990 r.; ustalony był już ter-min, wysuwani kandydaci. Czerwoni zgłosili Włodzimierza Cimoszewicza. "Rzecznik" RPO - Ewa Łętowska była namawiana przez czerwonych aby została ich kandydatem na prezydenta - były to poufne propozycje. W jednym z wywia-dów Cimoszewicz wypowiedział się aby wybory prezydenckie w Polsce były pod kontrolą międzynarodowej komisji. Na 42 posiedzeniu Sejmu w dniach 25 i 26 października wygłosiłem oświadczenie:

Poseł Jan Beszta-Borowski: Panie Marszałku! Panie i Panowie Posłowie. Przed kilku dniami kandydat na prezydenta byłej PZPR, poseł Cimoszewicz zażądał, aby wybory prezydenckie w Polsce odbyły się pod kontrolą komisji międzynarodowej. Uznał on tym samym, zapewne mimo woli, że wszystkie poprzednie wybory nie były uczciwe, ponieważ wtedy nie było nie tylko komisji międzynarodowych, ale sam naród nie miał prawa i możliwości kontroli wyborów, a kierownicza siła pana Cimoszewicza i poprzedników z tzw. koalicji miała niepodzielną władzę - wybierała posłów, premierów, a nawet sołtysów według instrukcji swojego generalissimusa. Cytuję: "Nieważne jest kto i jak głosuje, natomiast bardzo ważne jest kto i jak będzie liczył głosy". Rozumiem nostalgię pana Cimoszewicza za tamtymi czasami. Dziś jest jednak inna epoka, naród wywalczył swe prawa kosztem niemałych ofiar. Są już konkurenci jego partii na urząd prezydenta i stąd zapewne to wezwanie o międzynarodową komisję. Znając jednak co nieco marksistowsko-leninowską dialektykę, wyznawcą której jest wyżej wymieniony kandydat na prezydenta, wolno przypuszczać, że ów apel o komisję jest zawoalowanym zaproszeniem pewnej armii czerwonego koloru do pomocy w zwycięstwie (Wesołość na sali). Vide casus Kadara z 1956 r. i Bilaka z 1968 r. (Poruszenie na sali). Poza tym pan Cimoszewicz pomylił zapewne Józefa Piłsudskiego, którego jest jakoby ostatnio wyznawcą, z W. I. Leninem, jako że ten pierwszy raczej bronił nas przed tamtą armią, natomiast ten drugi kilkakrotnie ją do nas posłał. (Poruszenie na sali).

Na tym samym posiedzeniu Sejmu odbyło się II-gie czytanie i przyjęcie ustawy o zwrocie majątku S R-I zagrabionego w stanie wojennym. Jak wiadomo, już w sta-nie post-wojennym wystąpiłem z pismem do władz centralnych o zwrot naszego mienia S R-I w Białymstoku. Otrzymałem wówczas odpowiedź podpisaną przez p. Szyszkę. Tego samego, który w stanie wojennym z upoważnienia WRON-y ten majątek nam zabierał. W czasie prac nad projektem o zwrot majątku S zgłosiłem się do pracy nad tą sprawą do podkomisji i z mojej inicjatywy zapisano w projek-cie, aby zwracany majątek był waloryzowany wg stopnia inflacji od 1981 r. do chwili obecnej, czyli powyżej 100-krotnie. Zresztą zwrot tego majątku zapisano przy okrągłym stole. W załączniku nr 4 zespołu ds. pluralizmu związkowego mówi się: "Przejęte symbole związkowe, w tym sztandary, tablice związkowe itp. doku-mentacja, archiwa, biblioteki należące do NSZZ R-I Solidarność zostaną przekaza-ne właściwym władzom tych związków. OPZZ deklaruje że....... przekazany zostanie również przejęty i zdatny do użytkowania sprzęt poligraficzny, środki transportowe, łączności itp. Niestety ta przyjęta ustawa sejmowa: (172 posłów za, 14-tu przeciw i 59-ciu wstrzymujących się), nie została dotychczas wykonana. Opóźniane było, może celowo, wejście pod obrady Sejmu projektu ustawy o kom-batantach - do którego wniosłem aby uprawnienia otrzymali rolnicy represjonowa-ni i więzieni za niewywiązywanie się z przymusowych dostaw. Wysokie kontyngenty były celowo wprowadzone przez komunizm aby zniszczyć polską wieś. Na 43 posiedzeniu Sejmu w dniach 8, 9 i 10 listopada 1990 r. w czasie usta-lania porządku dziennego zabrałem głos: /.../

/.../
4 stycznia 1991 r. na 48 posiedzeniu Sejmu wygłosiłem obszerne oświadczenie jako odpowiedź na agresywne - wręcz napastliwe wystąpienie Włodzimierza Ci-moszewicza na poprzedniej sesji Sejmu, w sprawie sytuacji na wschodnich tere-nach Białostocczyzny zamieszkałych przez Białorusinów. Kopie załączam. 4 lutego 1991 r. złożyłem do Premiera Rządu RP interpelację w sprawie spadku po-ziomu życia wsi szczególnie w woj. Białostockim.

Wrzesień 2001 r.


Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone

strona główna